niedziela, 26 kwietnia 2009

Czas patriotów cz. 4

WOLNY STANISŁAW,
Urodzony 19.05.1914 r. w Gorzycach k.Wodzisławia Śl. pow. rybnicki, syn Józefa i Konstancji, mieszkaniec Rybnika. Uczeń rybnickiego gimnazjum, a od 5 klasy – gimnazjum kupieckiego w Rybniku. Harcerz – podharcmistrz, przed drugą wojną światową członek Komendy Hufca ZHP w Rybniku. Po zajęciu Rybnika przez Niemców w dniu 1.09.1939 r., inicjator powołania Polskiej Organizacji Powstańczej (POP).
Nawiązał łączność z działającym na terenie Katowic harcmistrzem Józefem Pukowcem – współzałożycielem „Ku Wolności” i zorganizował w listopadzie 1939 r. w okręgu rybnickim Polską Organizację Powstańczą i został jej przywódcą. Początkowo praca POP nastawiona była na prowadzenie propagandy antyniemieckiej, podtrzymywanie ducha polskiego, zamierzano prowadzić akcje dywersyjno – sabotażowe i wojskowe. Wielkim sukcesem było redagowanie własnego pisemka, któremu dano tytuł „Zryw”.
W pierwszym numerze umieszczono fotografię gen. Władysława Sikorskiego, drukarnia była ulokowana w piwnicznym bunkrze w domu Tkoczów w Chwałowicach. Tam też znajdowała się radiostacja. Zarówno w środowisku harcerskim jak i konspiracyjnym szczególnie zapamiętany był jako niosący pomoc rodakom pokrzywdzonym przez okupanta. Aresztowany 17.04.1940 r. przez Gestapo, więziono go wpierw w Rybniku gdzie podczas śledztwa był wieszany głową w dół, wbijano mu szpilki pod paznokcie. Następnie, 22.06.1940 r. przekazany został do KL Auschwitz i zarejestrowany jako więzień nr 1092. Dostał się do Bunawerke, do ciężkich robót ziemnych. W lecie 1942 r. zachorował na tyfus plamisty, i mimo opieki jaką otoczyli go koledzy z Rybnika i lekarz Leon Głogowski (także więzień – rybniczanin), zmarł 23.08.1942 r. Według aktu zgonu nr 24303/1942 zmarł o godz. 13:05, zapisana przyczyna zgonu: „Fleckfiebernr” (tyfus plamisty).

piątek, 3 kwietnia 2009

Czas patriotów cz. 3

STANISŁAW SOBIK
Bezgranicznie wierny ideałom: „BÓG – HONOR – OJCZYZNA”,
Na kilka dni przed wkroczeniem wojsk hitlerowskich do Rybnika, został ewakuowany wraz z innymi pracownikami poczty na Węgry, skąd po dwóch miesiącach wrócił do okupowanego kraju. Niemal od pierwszych dni powrotu, zaangażował się w działalność konspiracyjną współtworząc z kolegami gimnazjalistami Związek Walki Zbrojnej. Przez zdradę – za działalność konspiracyjną aresztowany 11.02.1943 r. i uwięziony w KL Auschwitz, gdzie zginął – rozstrzelany 25.06.1943 r.
Osoba tak znana w Rybniku jak Innocenty Libura wspomina w swojej książce: „Z dziejów domowych powiatu. Gawęda o ziemi rybnickiej” – „[…] Stanisław Sobik ze Smolnej, wybitnie zdolny i szlachetny człowiek”.
Oczywiście, wiele by można pisać na temat patriotyzmu i przeżyć obozowych tej wspaniałej postaci, lecz z uwagi na ograniczoność miejsca na blogu, zamieszczam jakże wymowne informacje zdobyte od Jego kolegów – współwięźniów i świadków niemal ostatnich dni z życia Stanisława Sobika w KL Auschwitz.

1. pożegnanie z bratem Józefem .... – także więźniem:
[...] „Dnia 24.06.1943 r. Staszek przyszedł do mnie przed apelem. Zapytał, jak się czuję, i czy czegoś nie potrzebuję. Odpowiedziałem mu, że potrzebuję czosnku. Czosnek był w obozie równie wielkim skarbem jak chleb, gdyż wierzyliśmy w jego właściwości bakteriobójcze i witaminowe. Staszek wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął całą główkę. Wziąłem czosnek, po czym on niezdecydowanie powiedział, żebym mu dał parę ząbków. Lewą ręką rozłupałem główkę i dałem mu kilka ząbków. Staszek jednak nie odbierał ich, .... nie wyciągnął po nie ręki. Po chwili powiedział, żebym zostawił sobie całość.
Zdziwiło mnie to niespotykane dotychczas roztargnienie w jego zachowaniu. Oczy Staszka były jakieś inne niż zazwyczaj, widać w nich było smutek. Mało mówił i przyglądał mi się w taki sposób, jakby chciał się napatrzeć na zapas. Usłyszeliśmy sygnał na apel, więc podałem mu rękę na pożegnanie. Staszek przytrzymał ją i nie chciał odejść. Powiedziałem więc: . Ale on nadal stał jak w transie i nie puszczał mojej ręki. Jego oczy i twarz jakby jeszcze bardziej posmutniały. Wreszcie puścił moją rękę i powiedział: . Potem odwrócił się i pobiegł na apel.”
2. Wspomnienia współwięźnia - Karola Miczajki.

[...] Zawsze skromny i cichy, znosił cierpliwie wszystkie ciężary i upokorzenia, które przynosił z sobą każdy dzień w Oświęcimiu. Skombinował sobie polską książeczkę do nabożeństwa, którą starannie ukrywał w magazynie między sprzętem i wiele chwil spędzał na skupionej i żarliwiej modlitwie. Myśli swoje często zwracał w kierunku życie pozagrobowego, wszczynał ze mną dyskusje na tematy oderwane, dążył do pogłębienia swojej wiary na podstawie dogmatów i Pisma Św., przechodził do zagadnień metafizycznych.
W prostej jego filozofii przebijała głęboka wiara w życie wieczne i Najwyższą Sprawiedliwość.
Kiedyś mówił Stach do mnie: Wiesz, Karol, miałem dzisiaj piękny sen. Otóż śniło mi się, że byłem wolny. Było tak cudnie na świecie! Piękna i uroczysta zieleń pokrywała ziemię i tak pięknie lipy kwitły…
W jakiś czas potem zaczęły przychodzić wyroki z Berlina. Obserwować można było, jak według kolejnych numerów wzywano ludzi do podpisania tzw. „Schutzhaftbefehlu” (nakazu aresztowania) lub na blok jedenasty, skąd już nie wracali. Numery wzywanych wzrastały z dnia na dzień i nieustępliwie zbliżały się do naszych liczb. Ucichły rozmowy, rozproszyła się nasza grupka, która często schodziła się na pogawędki. Każdy dążył do samotności.
Pogodny czerwiec rozwinął wdzięki lata w całej krasie. Ci, którzy pracowali na „Aussenkomandach”, opowiadali jak pięknie jest na świecie. Opowiadali o kołyszących się łanach kłosów, o czystej i wonnej zieleni łąk, pokrytych kobiercem kwiatów, opowiadali o drzewach przydrożnych, udzielających rozłożystymi koronami ożywczego cienia…, gdy w obozie słońce prażyło bezlitośnie wychudzone twarze więźniów i bezwłose głowy, spalając je na ciemny brąz i pokrywając strudzone czoła kroplami potu.
Piękny i inny był świat za drutami. Ten świat nieznany był już nam, istniejący tylko w dziedzinie marzeń i wyobraźni. Jakże daleko był od nas!
Wstał cudny poranek święta Bożego Ciała, przynosząc z sobą wiele refleksyj i wspomnień z minionych lat: piękna pogoda, gałązki brzozowe, uroczysty i podniosły nastrój, procesja, dzieci w bieli, ksiądz z monstrancją pod baldachimem i kwiaty, kwiaty, kwiaty…
W obozie dzień ten nie różnił się niczym od tylu innych dni roboczych. A jednak… Wyruszamy rano ze Staszkiem do naszej „budy” do siodeł i rowerów, postanawiając zgodnie jak najmniej pracować. Istotnie tak się złożyło, że nie pilnowano nas w ten dzień tak dokładnie.
Stach był wyjątkowo poważny, ale ani cienia smutku nie odkryłem na jego twarzy. Uniesiony był jakimś radosnym nastrojem, twarz miał rozpromienioną. Marzyliśmy o tym, jak to wkrótce na wolności będziemy mogli uczestniczyć w procesji Bożego Ciała i śpiewać po polsku…
Patrzę do okna, przez które widać było kulistą koronę lipy, usianą złocistymi kwiatkami.
Patrz Stachu, – mówię do Sobika – jaka piękna jest lipa i jak cudnie kwitnie.
Otworzyliśmy lekko okno, by wpuścić trochę zapachu lipowego kwiecia. Wieczorem wróciliśmy na blok, gdzie oczekiwała na Stacha paczka z domu. Już się i apel skończył, więc Stach zabrał się do rozpakowania paczki i przyrządzenia kolacji.
Nie zaczął jeszcze jeść, gdy pisarz blokowy wywołał Jego numer: - Zgłosisz się zaraz w „Schreibstubie” – mówi.
Stach odłożył wszystko i zostawił na łóżku, a sam poszedł.
Tknęło mną złowrogie przeczucie, przypomniał mi się sen Stacha o wolności i o kwitnącej lipie.
Poszedłem z nim do „Schreibstuby”, gdzie czekało już kilku innych o podobnych numerach.
Wiedziałem, co ich czeka.
Odprowadzano wszystkich na blok XI. Idzie nas kilku w pewnym oddaleniu za nimi. Oglądają się, rzucają nam drobne przedmioty, które mieli przy sobie: zapalniczkę, cygarniczkę, pędzel do golenia…
Weźcie to na pamiątkę! Już się nie zobaczymy!
Jeszcze jedno spojrzenie, jeszcze jedno skinienie ręki, jeszcze jeden uśmiech, w którym był żal i łzy, a potem zaciśnięte zęby i głowa dumnie odrzucona do góry i ostatnie słowa do nas: Trzymajcie się! Pozdrówcie nasze żony i dzieci!
A potem ciężkie, żelazne drzwi zamknęły się z łoskotem, i ciężka sztaba żelazna podparła je z wewnątrz.
Widziałem Go po raz ostatni. Stach przestał żyć dla świata. Ta, o którą tak nieugięcie walczył, zażądała od Niego ofiary życia i krwi…
Przykre to, że dla tak wspaniałej postaci, Urząd Miasta w Rybniku, nie jest w stanie nic uczynić by uczcić Jego pamięć!