środa, 16 grudnia 2009

Lekcja pamięci i patriotyzmu ...

Być może zbyt emocjonalnie reaguję na sprawy związane z pamięcią o byłych więźniach hitlerowskich obozów koncentracyjnych, lecz mam ku temu uzasadnione powody. Za często spotykam się z lekceważeniem ofiar hitlerowskich obozów koncentracyjnych – tamtych bohaterów i patriotów, gdy jednocześnie „na siłę” buduje się pomniki „bohaterom nowej generacji”, nie dorastającym tamtym do pięt!.
Były więzień Jerzy Ptakowski, w wydanej książce „Oświęcim bez cenzury i bez legend” w taki to sposób wprowadza czytelnika do wspomnień o pobycie w jednym z kilku obozów w jakich przeżywał swoją golgotę:
[...] Oświęcim to otchłań. Ciągnie w głąb wspomnieniami wszystkich, którzy nad tą przepaścią zawiśli. Trudno było przenieść na papier przeżycia obozowe, gdy rany krwawiły. Jeszcze trudniej dziś, gdy rodzą się pytania, czy przeżycia te były rzeczywistością czy tylko koszmarnym snem. Nie dziwię się, że są ludzie, którzy w istnienie obozów nie chcą wierzyć. Próbują w ten sposób uspokoić sumienie, które nie pozwala się uśpić.
Ogromna część osób – politykierów, wręcz zapomina jaka jest wykładnia hasła „patriotyzm”. Ogromna część tychże politykierów chyba nie rozumie treści cytatów które sami często przypominają – powołując się np. na słowa Marszałka Józefa Piłsudskiego: „Naród bez pamięci nie ma prawa do przyszłości ani do bytu teraźniejszego”, czy też autorytetu Sługi Bożego ks. kard. Stefana Wyszyńskiego: „Naród, który odcina się od historii, który się jej wstydzi, który wychowuje młode pokolenie bez powiązań historycznych, skazuje się dobrowolnie na śmierć, podcina korzenie własnego istnienia”.
Zaznaczam, odnoszę swoje zastrzeżenia do pamięci o ofiarach okupacji hitlerowskiej, czyli o męczennikach hitlerowskich obozów koncentracyjnych, którymi stanowczo za mało zajmują się historycy z wykształcenia – profesjonaliści, a przede wszystkim IPN.
Stąd, wyjątkowo wpływa na moją uczuciowość organizowanie dla młodzieży takich uroczystości jaka odbyła się 10-go bm. w Rydułtowach - konkurs wiedzy o AK, lub na wiosnę organizowany Memoriał J. Margicioka i L. Hałaczka, harcmistrzy i poruczników AK, w czym jako zaproszony gość miałem możność uczestniczyć. Porusza serce i rodzi uzasadniony podziw, że stać na to miejscowość znacznie mniejszą od Rybnika, a jednak wielokrotnie „przebijającą” Rybnik pomysłowością, sprytem organizacyjnym i inwencją twórczą lokalnych działaczy.
Przepraszam za to określenie „działacze” – gdyż są to wspaniałe, cudowne osoby by wymienić: Panią Burmistrz Kornelię Newy, Alicję Kołodziej – Dyrektor Gimnazjum nr 1, Ewę Skaba – nauczycielkę historii, Barbarę Wojciechowską – przewodniczącą Komisji Szkolnictwa, Łukasza Jabłońskiego z Urzędu Miasta, Henryka Machnika – Prezesa Towarzystwa Miłośników Rydułtów. Z wyjątkowo wielkim zaangażowaniem włączają się także w to „działanie” posłowie Adam Gawęda (PiS), Ryszard Zawadzki (PO) oraz Komendant Komendy Uzupełnień w Rybniku – mjr Wojaczek (najmocniej przepraszam jeśli pomyliłem tytuły i funkcje). Przepraszam zarazem pozostałych nauczycieli, którzy także uczestniczą w tej jakże pożytecznej działalności, a których nazwisk nie wymieniłem.
Nie wymieniam z oczywistych powodów osiąganych indywidualnych ocen przez poszczególne uczennice i uczniów (zrobi to doskonale grono lokalnych jurorów), lecz odnoszę się do jakże widocznego, autentycznego wychowania patriotycznego młodzieży Rydułtów, chęci uczestnictwa w biegach, w konkursie i doping w tej wspaniałej rywalizacji pozostałej młodzieży – tzw. obserwatorów. I tutaj niestety nie mogę powstrzymać się od kolejnej osobistej refleksji a raczej porównania Pani Burmistrz Rydułtów i Prezydenta Rybnika – zdecydowana różnica ambicji.

czwartek, 19 listopada 2009

Przechodniu ... 3

PRZECHODNIU SKŁOŃ GŁOWĘ PRZED MAJESTATEM ICH BOHATERSKIEJ ŚMIERCI ...
Schylam więc nisko i z pokorą głowę przed ofiarami hitlerowskich więzień i obozów, opracowując jednocześnie publikacje upamiętniające Ich męczeństwo. Ponieważ jednak bardzo związany jestem z Muzeum KL Auschwitz – gdyż w tym to obozie zamordowano mojego ojca, tam też spotykam się z jakże Wielkimi dla mnie osobami, związanymi z tym miejscem kaźni poprzez osobiste przeżycia. Po wcześniej wspomnianych a wiele znaczących dla mnie osobach, poznałem Pana Augusta Kowalczyka - byłego więźnia KL Auschwitz-Birkenau, uciekiniera z tego obozu, a po wyzwoleniu bardzo znanego aktora, pisarza, poetę. Poprzez znajomość obozowej egzystencji - warunków bytu w obozie, w prezentowanych sztukach i filmach o tematyce z okresu okupacji hitlerowskiej, wyjątkowo wiernie odtwarzał role także oprawców obozowych. Dodam jednak, że jak mało kto w dosłownych tego słowa znaczeniu, wypełnia ów obowiązek „dawania świadectwa” o golgocie w KL Auschwitz. Gdy wielu innych byłych więźniów przeszło w stan milczenia o pobycie w obozie i nawet najbliższym w rodzinie nie ujawniali swoich przeżyć - był to temat „tabu”, wspomnienia bardzo bolesne, Pana Augusta udziela prelekcji dla młodzieży szkolnej i pogadanek na spotkaniach z doroślejszą publicznością. Wspaniale opanowany zawód aktorski, umiejętność deklamacji, wysławiania się – sprawiają wyjątkowość takich spotkań. Przejmujące w swej treści są pisane przez Niego i deklamowane wiersze, po mistrzowsku napisane książki także o pobycie w obozie. Polecam więc korzystanie z tak wiarygodnie przedstawianych warunków bytu w hitlerowskich obozach – a używam liczby mnogiej, gdyż niezależnie od miejscowości w których funkcjonowały owe „fabryki śmierci”, zasadniczym ich przedsięwzięciem było zabijanie, mordowanie ludzi. Czyż o tym wolno zapomnieć ...?

niedziela, 18 października 2009

Ucieczka z KL Auschwitz

Kilkanaście tygodni temu, poruszyłem sprawę ucieczek z KL Auschwitz, a rozpocząłem ten cykl o ucieczce bohatera z Chwałowic - Pawle Kożdoniu. Tym razem przedstawiam osobę byłego więźnia Kazimierza Piechowskiego i mimo, że jest gdańszczaninem, ta ucieczka jest czymś wyjątkowym i stale zadziwiającym pomysłowość organizatora owej ucieczki.
Kazimierz Piechowski urodzony w 1919 r. zamieszkały od drugiego roku życia w Tczewie – na Pomorzu, od najmłodszych lat zapalony harcerz. W swojej autobiografii „Byłem numerem” wspomina: „ ... miedzy szkołą a domem rodzinnym pochłaniało mnie harcerstwo. Byłem harcerzem ciałem i duszą, a bycie harcerzem znaczyło dla mnie wiele, znaczyło kochać swoją Ojczyznę.
Mając zaszczyt poznania Pana Kazimierza wiem, że to wyznanie jest bardzo szczere – prawdziwe. Harcerska miłość bliźniego i Ojczyzny, wartość patriotyzmu, emanuje od Niego po dzień dzisiejszy.
Wracając jednak do wątku życiorysowego Pana Kazimierza, od pierwszych tygodni okupacji hitlerowskiej, wraz z kolegą podjął próbę przedostania się na Węgry, aby następnie dostać się do Francji i tam się zaciągnąć do polskich oddziałów wojskowych. Niestety, przed granicą zostali ujęci przez niemiecki patrol i uwięzieni w więzieniu w Sanoku.
Już jednak w Sanoku byli wstępnie przesłuchiwani i torturowani, a potem przewiezieni do Krakowie – więzieni na Montelupich i w Nowym Wiśniczu. W jednym z pierwszych transportów tj. 20.06.1940 r. Kazimierz Piechowski trafił do KL Auschwitz, zarejestrowany w obozowej ewidencji jako więzień nr 918.
Tam, w KL Auschwitz, w obliczu zagrożenia śmiercią, niemal każdy pragnął za wszelką cenę wydostać się z tego piekła, więc wielu próbowało ucieczki – chociaż nie każda z ucieczek się udawała.
Wystarczyło, że podczas porannego apelu brakowało jednej osoby, esesmani rozpoczynali poszukiwania posługując się specjalnie wytresowanymi psami. Gdy zaś uciekiniera złapano – wracał do obozu z przyczepianym na plecach napisem: : „Hip, hip, hurra! Ich bin wieder da!“ („Hura! Hura! Znowu jestem z wami!)”, i ... prowadzono go wprost pod szubienicę.
Mimo to, po dwóch ciężkich latach pobytu w obozie, Kazimierz Piechowski wraz z czterema kolegami postanowił uciec z obozu, a była to najsłynniejsza, najbardziej brawurowa i spektakularna, udana ucieczka, i po której długo krążyły legendy wśród więźniów.
Inicjatorem ucieczki był Kazimierz Piechowski, a kolejnymi współuciekinierami byli: Józef Lempart nr ob. 3419 - księdzem z Wadowic, Stanisław Jaster nr ob. 6438 – warszawiak, Eugeniusz Bendera nr ob. 8502 – Ukrainiec - mechanik samochodowy. To Bandera podpowiedział sposób ucieczki, naprawiając samochody dla esesmanów i mając do nich łatwy dostęp. Próbując jakość naprawy, mógł bez obstawy objeżdżać teren wewnątrz obozu.
Bandera w maju 1942 r. otrzymał wiadomość, że jest przeznaczony na śmierć, że wyrok jest odłożony do zakończenia rozpoczętej naprawy samochodów, i zdradził Piechowskiemu zamysł ucieczki. Zaplanowali więc ucieczkę wspólnie, a plan ten miał wyglądać następująco: Uprowadzić niemieckie samochód – naprawiany przez Benderę. Ustalić, gdzie znajdują się magazyny z niemieckimi mundurami, bronią i amunicją - tym zajął się Piechowski. Dla uniknięcia ukarania przez władze obozowe innych współwięźniów (za rzekomą pomoc w ucieczce), Piechowski wymyślił stworzenie fikcyjnego komanda - Rollwagenkomando. Ponieważ jednak takie komando musiało liczyć minimum cztery osoby, dołączyli do tej grupy Józefa Lemparta oraz Stanisława Jastera. Termin ucieczki zaplanowali na sobotę po południu, gdyż wówczas esesmani wyjeżdżali na weekend i zostawiali tylko ściśle wyznaczonych strażników. Uciekli w sobotę 20.06.1942 r., samochodem komendanta obozu marki Steyer 220, przebrani w esesmańskie mundury.
Losy uciekinierów po tak spektakularnej ucieczce były następujące:
Ksiądz Józef Lempart ukrywając się do końca okupacji, wrócił do Wadowic i tam zginął tragicznie w 1947 r. pod kołami autobusu.
Eugeniusz Bendera, ukrywając się do końca okupacji, zamieszkał po wojnie w Warszawie. Zmarł w latach 70.
Stanisław Jaster wrócił do Warszawy do walki w szeregach AK, ale za jego ucieczkę ukarano jego rodziców – aresztowanych i wywiezionych do KL Auschwitz gdzie ojciec i matka zginęli. Stanisława Jastera AK oskarżyło o kolaborację z gestapo, został skazany na śmierć, a wyrok wykonali żołnierze AK w lipcu 1943 r.
Kazimierz Piechowski, do końca okupacji się ukrywał – podjąwszy pracę jako robotnik rolny na terenach wschodnich. Do rozwiązania AK walczył w oddziale „Garbatego”. W 1945 roku wrócił do Tczewa, do rodziców. Zapisał się na politechnikę, podjął pracę w fabryce, ale jako AK-owiec aresztowany przez UB i skazany na 10 lat więzienia. Wyrok odsiadywał w Gdańsku, Sztumie, Wronkach, pracował także jako więzień w kopalni. Zwolniony po siedmiu latach, ukończył politechnikę, a potem pracował jako inżynier. Nie wierzył w prawdziwość zarzutów stawianych Jasterowi. Wiele razy udowadniał w zeznaniach absurdalność tych oskarżeń.
Kazimierz Piechowski długo nie przyjeżdżał do KL Auschwitz. Stale prześladowały Go wspomnienia a raczej koszmary z KL Auschwitz, że był świadkiem odbywającego się w obozie ludobójstwa. Gdy przyjechał po raz pierwszy po latach do Auschwitz, pod Ścianą Śmierci stracił niemal przytomność - pracował tu w Leichenkomando, które zajmowało się wywożeniem trupów z pod „ściany śmierci”.

środa, 26 sierpnia 2009

Przechodniu ... (2)

Zawiadamiam szanownych obserwatorów bloga - książka wydrukowana 25.08.2009 r. i odebrana z drukarni. Życzę Żywczanom przyjemnego zapoznawania się z jej treścią, mimo że treść ta jest przygnębiająca - o tych którym zabrano radość, miłość, plany na przyszłość, godność osobistą - życie!

piątek, 5 czerwca 2009

Przechodniu ....

PRZECHODNIU SKŁOŃ GŁOWĘ PRZED MAJESTATEM ICH BOHATERSKIEJ ŚMIERCI.
Taki oto jw. napis umieszczony jest na tablicy pamiątkowej pomnika w Żabnicy, zaś pomnik ten upamiętnia miejscowość i miejsce na Żywiecczyźnie, gdzie 3.09.1943 r. zamordowano (powieszono) w egzekucji publicznej 11 mieszkańców z okolicznych miejscowości (Żabnicy, Sopotni Wielkiej, Cięciny, Ujsół). Takich miejsc upamiętniających egzekucje publiczne jest oczywiście na Żywiecczyźnie znacznie więcej.
Gdy więc Prezydent "wszystkich Polaków” tak hojnie dekoruje w trybie bezpośrednim czy pośmiertnie różnego rodzaju krzyżami zasługi – a czyni to wobec tych którzy „walczyli z tzw. komuną”, to co ma do zaoferowania tamtym – którzy ginęli w walce z wrogiem wyjątkowo bestialskim, z hitlerowskim najeźdźcą! Tak wygląda w pojęciu PiS to „Prawi i Sprawiedliwość”?
Właśnie ukończyłem opracowywanie czwartego tomu Martyrologium – poświęconego mieszkańcom Żywiecczyzny, a książka winna ukazać się w sprzedaży w miesiącu wrześniu.

Czas patriotów cz. 7

BUCHALIK ERNEST,
Urodzony 7.09.1925 r. w Gotartowicach k.Rybnika, syn Wilhelma i Franciszki z d. Dziwoki, mieszkaniec Gotartowic. Harcerz XIII Drużyny Harcerzy im. Henryka Sienkiewicza w Gotartowicach. W okresie okupacji hitlerowskiej zaangażowany w działalność PTOP. Był kolporterem gazetki konspiracyjnej „Zew Wolności”. W wyniku dekonspiracji PTOP aresztowany w nocy z dnia 22 na 23.05.1942 r., przekazany do więzienia śledczego (Ersatzpolizeigefängnis) w Mysłowicach, a stamtąd do KL Auschwitz, zarejestrowany 17.07.1942 r. w obozowej ewidencji jako więzień nr 47692. Na podstawie decyzji policyjnego sądu doraźnego zginął dnia 5.09.1942 r. Według wystawionego aktu zgonu nr 28174/1942 – potwierdzonego przez lekarza obozowego, zmarł o godz. 9:20, określenie przyczyny zgonu to „Herzschwäche bei Darmkatarrh” (niewydolność serca przy nieżycie jelit).

środa, 20 maja 2009

Czas Patriotów cz. 6

BUCHALIK PAWEŁ,
Urodzony 8.09.1922 r. w Gotartowicach k.Rybnika, syn Józefa i Marii z d. Reclik. Harcerz XIII Drużyny Harcerzy im. Henryka Sienkiewicza – zastępowy. Od początku okupacji hitlerowskiej działał w ruchu oporu w sztabie kierowniczym PTOP, kierował akcją pomocy dla rodzin uwięzionych Polaków (zasiłki pieniężne, karty żywnościowe i odzieżowe – zdobywane nielegalnie w urzędach). Ze składek i sprzedaży znaczków, około sto rodzin otrzymywało zasiłki miesięczne. W wyniku częściowego rozpracowania struktur organizacji przez Gestapo, aresztowany w nocy z dnia 22 na 23.05.1942 r., przetransportowany do KL Auschwitz.
Dnia 27.07.1942 r. przewieziony wraz z Franciszkiem do Gotartowic i tam powieszony w publicznej egzekucji.

Czas patriotów cz. 5

BUCHALIK FRANCISZEK,
Urodzony 15.07.1922 r. w Gotartowicach k.Rybnika, syn Wilhelma i Franciszki z d. Dziwoki. Po ukończeniu szkoły powszechnej, pracował u gospodarza w Szczejkowicach, gdyż w rodzinie było dziewięcioro dzieci, a ojciec przez kilka lat nie miał pracy. Harcerz XIII Drużyny Harcerzy im. Henryka Sienkiewicza w Gotartowicach. Z wychowania w drużynie harcerskiej jak i domu rodzinnym, wyniósł głęboką miłość do Polski. Podczas okupacji hitlerowskiej – Arbeitsamt skierował go do pracy przy budowaniu fabryk zbrojeniowych nad Kanałem Gliwickim, gdzie równocześnie bardzo zaangażował się w działalność ruchu oporu. Współorganizował PTOP w Gotartowicach, był zastępca dowódcy – odpowiedzialny za dywersję. Pracując więc przy budowach fabryk zbrojeniowych nad Kanałem Gliwickim, wykorzystywał różne sposobności do zadawania strat Niemcom. By uniknąć podejrzeń i niepotrzebnych ofiar, starał się nadawać sabotażowi charakter naturalnych awarii np. samoczynne zwarcie instalacji elektrycznej, zrywanie przewodów telekomunikacyjnych w czasie wichury i śnieżycy, przegrzewanie silników, zamrażanie lub zatykanie rur, którymi tłoczono beton. W taki sam sposób postępowali konspiratorzy z PTOP w hucie „Silesia”, na kopalniach i w innych zakładach przemysłowych. W wyniku rozpracowania struktur PTOP przez Gestapo, aresztowany 23.05.1942 r. i więziony przez kilka dni w KL Auschwitz, a następnie 27.07.1942 r. powieszony w egzekucji publicznej w Gotartowicach.

Patrioci z PTOP w Gotartowicach ...

Obok tak znaczących organizacji konspiracyjnych jak: POP (Polska Organizacja Powstańcza), SZP (Siła Zbrojna Polska), założona została początkiem 1940 r. organizacja podziemnego ruchu oporu PTOP – utworzona przez harcerzy XIII Drużyny im. Henryka Sienkiewicza i powstańców śląskich z Gotartowic, a dowódcą PTOP był Alojzy Frelich. Drużynowym XIII Drużyny i jej opiekunem był nauczyciel miejscowej szkoły Józef Koprowski, zaś przyjacielem i równie wielkim opiekunem harcerzy był kierownik szkoły - Piotr Korgul, były legionista. Niemniej, bardzo czynnie angażowali się w pomoc i różnego rodzaju przedsięwzięcia harcerzy ich ojcowie - dawni powstańcy, matki oraz rodzeństwo.
Do wspomnianej XIII Drużyny Harcerzy należeli: Franciszek, Paweł i Ernest Buchalikowie, Jan Emrych, Paweł Holek, Paweł Juraszczyk, Bolesław Kocztorz, Sylwester Kula, Paweł Podleśny, Walenty Sojka, Bolesław Śpiewok oraz Edward Korduła i Benedykt Stajer.
Przepojeni patriotyzmem młodzi ludzie, jakże wierni złożonemu Przyrzeczeniu Harcerskiemu:
Mam szczerą wolę całym życiem
pełnić służbę Bogu i Polsce
nieść chętną pomoc bliźnim
i być posłusznym Prawu Harcerskiemu

Okazywali dowód niesamowitego męstwa i odwagi, gdy trzeba było zmierzyć się z okupantem hitlerowskim który zniewolił Ich Ojczyznę. Nie bacząc na przeważającą siłę wroga, stanęli z nim do walki – płacąc za to najwyższą cenę – oddając życie.

Niestety, organizacja PTOP została zdekonspirowana i w nocy z 22 na 23.05.1942 r. gestapo w tzw. „pierwszym uderzeniu” przeprowadziło rewizję w domach głównych działaczy, aresztowało 15 mężczyzn i chłopców oraz 3 kobiety, których przesłano do obozu koncentracyjnego – KL Auschwitz. Gdy gestapowcy weszli do domu Pawła Holka, zostali ostrzelani z broni krótkiej, więc podczas wymiany strzałów Paweł Holek został zabity. W „drugim uderzeniu” aresztowano dalsze 72 osoby, także przewiezione do KL Auschwitz.
Dnia 27.07.1942 r. Franciszka i Pawła Buchalików przywieziono karetkami więziennymi z KL Auschwitz do rodzinnych Gotartowic, spędzono pod terrorem okoliczną ludność i w celu zastraszenia Polaków – w egzekucji zbiorowej powieszono obu młodych harcerzy!
Franciszek, już z pętlą na szyi zawołał: Jeszcze Polska nie zginęła!

Dwaj dzielni harcerze zginęli w egzekucji publicznej, część z nich zginęła w dniu 7.08.1942 r. przez rozstrzelanie, inni ginęli - uśmiercani przez nieludzkie warunki panujące w obozie.

piątek, 1 maja 2009

Refleksja 5

Pamięć o męczennikach okresu okupacji hitlerowskiej - okazywana sercem, nie zaś sloganami!
Zaproszony przez Panią Burmistrz Miasta Rydułtowy, uczestniczyłem 30 kwietnia 2009 r. w uroczystości poświęconej pamięci Jana Margicioka i Leopolda Hałaczka - harcmistrzy i żołnierzy ZWZ/AK, którzy zginęli z rąk hitlerowskich oprawców. Margiciok zginął rozstrzelany w KL Auschwitz, natomiast Hałaczek powieszony w egzekucji zbiorowej (publicznej) w Kocierzu Moszczanickim. Zajmując się od kilku już lat upamiętnianiem losów tysięcy byłych więźniów obozów koncentracyjnych, jakże wyczulony jestem na tego typu gesty serdeczności okazywane tym – którzy jak mało kto na pamięć zasługują.
Jak cenna jest tak okazywana inicjatywa przerodzona w tradycję w Rydułtowach, by męczeństwo córek i synów rydułtowskiej ziemi, było odpowiednio czczone.
Stąd, przekazuję najserdeczniejsze wyrazy podziękowania dla Pani Burmistrz oraz Komitetu Organizacyjnego uroczystości jw. w Rydułtowach. Czynię to w imieniu własnym i tych o których piszę. Oni nie mogą się upomnieć o należną im pamięć! Natomiast pamięć ta dotyczy członków ruchu oporu z okresu okupacji hitlerowskiej – nie o głośnych nazwiskach i powielanych przy byle okazjach, ale tej wielkiej rzeszy prostych ludzi, którzy gdy tego potrzebowała zniewolona Ojczyzna, bez wahania stanęli w jej obronie, przeważnie oddając życie w tej walce.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Czas patriotów cz. 4

WOLNY STANISŁAW,
Urodzony 19.05.1914 r. w Gorzycach k.Wodzisławia Śl. pow. rybnicki, syn Józefa i Konstancji, mieszkaniec Rybnika. Uczeń rybnickiego gimnazjum, a od 5 klasy – gimnazjum kupieckiego w Rybniku. Harcerz – podharcmistrz, przed drugą wojną światową członek Komendy Hufca ZHP w Rybniku. Po zajęciu Rybnika przez Niemców w dniu 1.09.1939 r., inicjator powołania Polskiej Organizacji Powstańczej (POP).
Nawiązał łączność z działającym na terenie Katowic harcmistrzem Józefem Pukowcem – współzałożycielem „Ku Wolności” i zorganizował w listopadzie 1939 r. w okręgu rybnickim Polską Organizację Powstańczą i został jej przywódcą. Początkowo praca POP nastawiona była na prowadzenie propagandy antyniemieckiej, podtrzymywanie ducha polskiego, zamierzano prowadzić akcje dywersyjno – sabotażowe i wojskowe. Wielkim sukcesem było redagowanie własnego pisemka, któremu dano tytuł „Zryw”.
W pierwszym numerze umieszczono fotografię gen. Władysława Sikorskiego, drukarnia była ulokowana w piwnicznym bunkrze w domu Tkoczów w Chwałowicach. Tam też znajdowała się radiostacja. Zarówno w środowisku harcerskim jak i konspiracyjnym szczególnie zapamiętany był jako niosący pomoc rodakom pokrzywdzonym przez okupanta. Aresztowany 17.04.1940 r. przez Gestapo, więziono go wpierw w Rybniku gdzie podczas śledztwa był wieszany głową w dół, wbijano mu szpilki pod paznokcie. Następnie, 22.06.1940 r. przekazany został do KL Auschwitz i zarejestrowany jako więzień nr 1092. Dostał się do Bunawerke, do ciężkich robót ziemnych. W lecie 1942 r. zachorował na tyfus plamisty, i mimo opieki jaką otoczyli go koledzy z Rybnika i lekarz Leon Głogowski (także więzień – rybniczanin), zmarł 23.08.1942 r. Według aktu zgonu nr 24303/1942 zmarł o godz. 13:05, zapisana przyczyna zgonu: „Fleckfiebernr” (tyfus plamisty).

piątek, 3 kwietnia 2009

Czas patriotów cz. 3

STANISŁAW SOBIK
Bezgranicznie wierny ideałom: „BÓG – HONOR – OJCZYZNA”,
Na kilka dni przed wkroczeniem wojsk hitlerowskich do Rybnika, został ewakuowany wraz z innymi pracownikami poczty na Węgry, skąd po dwóch miesiącach wrócił do okupowanego kraju. Niemal od pierwszych dni powrotu, zaangażował się w działalność konspiracyjną współtworząc z kolegami gimnazjalistami Związek Walki Zbrojnej. Przez zdradę – za działalność konspiracyjną aresztowany 11.02.1943 r. i uwięziony w KL Auschwitz, gdzie zginął – rozstrzelany 25.06.1943 r.
Osoba tak znana w Rybniku jak Innocenty Libura wspomina w swojej książce: „Z dziejów domowych powiatu. Gawęda o ziemi rybnickiej” – „[…] Stanisław Sobik ze Smolnej, wybitnie zdolny i szlachetny człowiek”.
Oczywiście, wiele by można pisać na temat patriotyzmu i przeżyć obozowych tej wspaniałej postaci, lecz z uwagi na ograniczoność miejsca na blogu, zamieszczam jakże wymowne informacje zdobyte od Jego kolegów – współwięźniów i świadków niemal ostatnich dni z życia Stanisława Sobika w KL Auschwitz.

1. pożegnanie z bratem Józefem .... – także więźniem:
[...] „Dnia 24.06.1943 r. Staszek przyszedł do mnie przed apelem. Zapytał, jak się czuję, i czy czegoś nie potrzebuję. Odpowiedziałem mu, że potrzebuję czosnku. Czosnek był w obozie równie wielkim skarbem jak chleb, gdyż wierzyliśmy w jego właściwości bakteriobójcze i witaminowe. Staszek wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął całą główkę. Wziąłem czosnek, po czym on niezdecydowanie powiedział, żebym mu dał parę ząbków. Lewą ręką rozłupałem główkę i dałem mu kilka ząbków. Staszek jednak nie odbierał ich, .... nie wyciągnął po nie ręki. Po chwili powiedział, żebym zostawił sobie całość.
Zdziwiło mnie to niespotykane dotychczas roztargnienie w jego zachowaniu. Oczy Staszka były jakieś inne niż zazwyczaj, widać w nich było smutek. Mało mówił i przyglądał mi się w taki sposób, jakby chciał się napatrzeć na zapas. Usłyszeliśmy sygnał na apel, więc podałem mu rękę na pożegnanie. Staszek przytrzymał ją i nie chciał odejść. Powiedziałem więc: . Ale on nadal stał jak w transie i nie puszczał mojej ręki. Jego oczy i twarz jakby jeszcze bardziej posmutniały. Wreszcie puścił moją rękę i powiedział: . Potem odwrócił się i pobiegł na apel.”
2. Wspomnienia współwięźnia - Karola Miczajki.

[...] Zawsze skromny i cichy, znosił cierpliwie wszystkie ciężary i upokorzenia, które przynosił z sobą każdy dzień w Oświęcimiu. Skombinował sobie polską książeczkę do nabożeństwa, którą starannie ukrywał w magazynie między sprzętem i wiele chwil spędzał na skupionej i żarliwiej modlitwie. Myśli swoje często zwracał w kierunku życie pozagrobowego, wszczynał ze mną dyskusje na tematy oderwane, dążył do pogłębienia swojej wiary na podstawie dogmatów i Pisma Św., przechodził do zagadnień metafizycznych.
W prostej jego filozofii przebijała głęboka wiara w życie wieczne i Najwyższą Sprawiedliwość.
Kiedyś mówił Stach do mnie: Wiesz, Karol, miałem dzisiaj piękny sen. Otóż śniło mi się, że byłem wolny. Było tak cudnie na świecie! Piękna i uroczysta zieleń pokrywała ziemię i tak pięknie lipy kwitły…
W jakiś czas potem zaczęły przychodzić wyroki z Berlina. Obserwować można było, jak według kolejnych numerów wzywano ludzi do podpisania tzw. „Schutzhaftbefehlu” (nakazu aresztowania) lub na blok jedenasty, skąd już nie wracali. Numery wzywanych wzrastały z dnia na dzień i nieustępliwie zbliżały się do naszych liczb. Ucichły rozmowy, rozproszyła się nasza grupka, która często schodziła się na pogawędki. Każdy dążył do samotności.
Pogodny czerwiec rozwinął wdzięki lata w całej krasie. Ci, którzy pracowali na „Aussenkomandach”, opowiadali jak pięknie jest na świecie. Opowiadali o kołyszących się łanach kłosów, o czystej i wonnej zieleni łąk, pokrytych kobiercem kwiatów, opowiadali o drzewach przydrożnych, udzielających rozłożystymi koronami ożywczego cienia…, gdy w obozie słońce prażyło bezlitośnie wychudzone twarze więźniów i bezwłose głowy, spalając je na ciemny brąz i pokrywając strudzone czoła kroplami potu.
Piękny i inny był świat za drutami. Ten świat nieznany był już nam, istniejący tylko w dziedzinie marzeń i wyobraźni. Jakże daleko był od nas!
Wstał cudny poranek święta Bożego Ciała, przynosząc z sobą wiele refleksyj i wspomnień z minionych lat: piękna pogoda, gałązki brzozowe, uroczysty i podniosły nastrój, procesja, dzieci w bieli, ksiądz z monstrancją pod baldachimem i kwiaty, kwiaty, kwiaty…
W obozie dzień ten nie różnił się niczym od tylu innych dni roboczych. A jednak… Wyruszamy rano ze Staszkiem do naszej „budy” do siodeł i rowerów, postanawiając zgodnie jak najmniej pracować. Istotnie tak się złożyło, że nie pilnowano nas w ten dzień tak dokładnie.
Stach był wyjątkowo poważny, ale ani cienia smutku nie odkryłem na jego twarzy. Uniesiony był jakimś radosnym nastrojem, twarz miał rozpromienioną. Marzyliśmy o tym, jak to wkrótce na wolności będziemy mogli uczestniczyć w procesji Bożego Ciała i śpiewać po polsku…
Patrzę do okna, przez które widać było kulistą koronę lipy, usianą złocistymi kwiatkami.
Patrz Stachu, – mówię do Sobika – jaka piękna jest lipa i jak cudnie kwitnie.
Otworzyliśmy lekko okno, by wpuścić trochę zapachu lipowego kwiecia. Wieczorem wróciliśmy na blok, gdzie oczekiwała na Stacha paczka z domu. Już się i apel skończył, więc Stach zabrał się do rozpakowania paczki i przyrządzenia kolacji.
Nie zaczął jeszcze jeść, gdy pisarz blokowy wywołał Jego numer: - Zgłosisz się zaraz w „Schreibstubie” – mówi.
Stach odłożył wszystko i zostawił na łóżku, a sam poszedł.
Tknęło mną złowrogie przeczucie, przypomniał mi się sen Stacha o wolności i o kwitnącej lipie.
Poszedłem z nim do „Schreibstuby”, gdzie czekało już kilku innych o podobnych numerach.
Wiedziałem, co ich czeka.
Odprowadzano wszystkich na blok XI. Idzie nas kilku w pewnym oddaleniu za nimi. Oglądają się, rzucają nam drobne przedmioty, które mieli przy sobie: zapalniczkę, cygarniczkę, pędzel do golenia…
Weźcie to na pamiątkę! Już się nie zobaczymy!
Jeszcze jedno spojrzenie, jeszcze jedno skinienie ręki, jeszcze jeden uśmiech, w którym był żal i łzy, a potem zaciśnięte zęby i głowa dumnie odrzucona do góry i ostatnie słowa do nas: Trzymajcie się! Pozdrówcie nasze żony i dzieci!
A potem ciężkie, żelazne drzwi zamknęły się z łoskotem, i ciężka sztaba żelazna podparła je z wewnątrz.
Widziałem Go po raz ostatni. Stach przestał żyć dla świata. Ta, o którą tak nieugięcie walczył, zażądała od Niego ofiary życia i krwi…
Przykre to, że dla tak wspaniałej postaci, Urząd Miasta w Rybniku, nie jest w stanie nic uczynić by uczcić Jego pamięć!

środa, 25 marca 2009

Czas patriotów cz. 2

Niemniej mi bliski ... jak mój ojciec. Zupełnie przypadkowo – po 60 latach dowiedziałem się, że ojciec wyjątkowo bliskiej mi osoby, miał przeżycia obozowe podobne jak mój ojciec. Zginał w Mauthausen–Gusen. Jemu więc poświęcam kilka słów w cyklu wspomnień o patriotach - o których pamięć winna trwać wiecznie.

KAMIEŃSKI KAZIMIERZ, pseud. „Śledź”,
Urodzony 4.04.1910 r. w Milówce pow. żywiecki, syn Karola i Anny z d. Wójtowicz. W latach 1911 do 1921 przebywał z rodzicami w USA. Po przyjeździe do Polski – gdy rodzice zamieszkali w Żywcu, w tej miejscowości uczęszczał do szkoły powszechnej, następnie do Gimnazjum im. M. Kopernika w Żywcu, kończąc je w 1928 r. W tymże roku, zgłosił się do służby wojskowej w Krakowie, a po odbyciu służby wojskowej, podjął pracę na poczcie w Katowicach, kończąc jednocześnie - wcześniej rozpoczęte studia w WSH w Krakowie.
W sierpniu 1939 r. wezwany na ćwiczenia wojskowe, lecz z ćwiczeń tych już nie wrócił - brał udział w kampanii wrześniowej (p. por. rezerwy piechoty) w 3 pułku psp Bielsko. W okolicach Lubelszczyzny dostał się do niemieckiej niewoli – internowany w Oflagu Nr XI/B na terenie Niemiec. Dzięki skutecznym staraniom rodziny, zwolniony do domu pod koniec 1939 r. Od 1940 r. pracował w Centralnej Targowicy w Mysłowicach. Zaangażował się w działalność ruchu oporu – w takich organizacjach jak: Polskie Siły Zbrojne, Polskie Oddziały Partyzanckie, Związek Walki Zbrojnej/AK, zostając komendantem ZWZ na miasto Mysłowice. Aresztowany wraz z siostrą Janiną 11.01.1943 r. - wskutek zdrady. Przewiezieni w transporcie zbiorowym do KL Auschwitz i tam osadzeni na okres śledztwa w bloku 2a. Po śledztwie, zarejestrowany w obozowej ewidencji jako więzień nr 104358 i wiadomo, że krótko przebywał w bloku 8a. Od 12.04.1943 r. w transporcie zbiorowym przesłany do KL Mauthausen i dalej do KL Gusen, gdzie z kolei zarejestrowano go pod nr obozowym 12248 (umieszczony w bloku nr 15). Zginął 8.07.1943 r. w zbiorowej egzekucji jaka odbyła się w KL Mauthausen - na 45 więźniach ze Śląska.

poniedziałek, 23 marca 2009

Reflkeksja o honorze, agentach UB, tzw. lojalkach ...

Opracowując materiały o byłych więźniach hitlerowskich obozów koncentracyjnych trafiam między innymi na takie relacje:
„Dora” (chodzi o osadzenie więźnia w obozie koncentracyjnym KL Dora-Mittelbau, miejscowość w Niemczech, okręg Halle) była prawdziwą podziemna fabryką. W rozbudowie znajdowały się ogromne tunele o nieznanym nam (w tym czasie) przeznaczeniu. W okresie gdy tam przebywałem - w podziemiach (4.12.1943 r. – 15.05.1944 r.), prowadzono roboty do przebicia Stolli B i C. Warunki były straszliwie ciężkie. Więźniów nie wyprowadzono w ogóle na powierzchnię ziemi. W całych tych tzw. halach - w przodzie, gdzie były nasze bloki mieszkalne, powietrze było nie do zniesienia. Przy niewystarczającej wentylacji szczególnie dokuczały smrody z podziemnych latryn i z prochu strzelniczego zużywanego do odstrzału urobku w drążonych tunelach. Za pomieszczenia mieszkalne służyły hale nr 42 i 43, położone prawie bezpośrednio przy prowadzonych robotach kamiennych, czyli w miejscu, gdzie i tak już niedostateczna wentylacja była najsłabsza. Dla załatwienia potrzeb fizjologicznych więźniów, przeznaczono u wejścia do hal sypialnych odpowiednie baseny, z których smród w połączeniu ze spalinami (od wybuchów strzelniczych) stwarzał okropną atmosferę. Z ilości około 5 tysięcy więźniów, codziennie umierało kilkadziesiąt. Ciężko chorych więźniów nie zostawiono na koi do czasu skonania, lecz już przed śmiercią związywano im ręce nad głową, wynoszono i układano na cementowej podłodze w hali - przy innych już zmarłych, albo konających więźniach. Były to warunki najgorsze, jakie tylko w ciągu mojego dwu i półrocznego „stażu” obozowego przeżyłem. Oczywiście, w tak piekielnych warunkach, w dzikiej obronie własnego życia, znacznie zmalała solidarność i koleżeństwo pomiędzy więźniami. Dosyć powszechne były kradzieże nawet tych marnych łachmanów więźniarskich, co w końcu doprowadziło do tego, że do spania nie rozbierano się wcale. Koi do spania nie było w wystarczającej ilości, więc w porze przed spoczynkiem, odbywały się regularne bójki o miejsce na koi. Przypominam sobie, że kiedyś przy szukaniu miejsca na koi dostałem drewniakiem w głowę, że aż spadłem z koi z mocno potłuczoną głowa i półprzytomny. Pomieszczenia oczywiście były zawszone, a do tego brudne koce i podarte ubrania więźniarskie. O myciu lub goleniu nie było mowy. Woda była, lecz tylko przy betoniarkach, a zbliżenie się do niej groziło utratą życia. Było kilkanaście wypadków, że więzień próbujący napić się lub zaczerpnąć trochę wody – został zabity. Praca wykonywana codziennie – także w niedziele i święta po 12 godzin na dobę, była bardzo ciężka, Odbywała się pod nadzorem wściekłych kapo oraz oprawców z SS. Przez pozostałe 12 godzin, miały miejsce apele i stójki 2 – 3 godzinne, czekanie na obiad składający się zawsze z „chudej” i jałowej zupy, a potem dalsze 2 – 3 godziny czekania na odbiór chleba. Pozostałe kilka godzin przeznaczone były na spanie przy dusznym i ciężkim powietrzu, urozmaicone bezskutecznym zwalczaniem wszy i szczurów.
Moje przykre refleksje - nie dawano tamtym więźniom styropianu by nie odczuwali chłodu od posadzki, żaden z tamtych aresztowanych nie podpisywał „układów” z gestapowcami by chronić własny tyłek lub członka rodziny. Gdy zaś jakiś pojedynczy osobnik dopuścił się takiej nikczemności, jednoznacznie nazywano go zdrajcą. Tamci aresztowani członkowie organizacji konspiracyjnych byli twardzi, nieprzekupni, chociaż w większości przypadków ich rodziny były faktycznie zagrożone lub natychmiast wywożone do obozów i skazywane na pewną śmierć.
Jak się to ma do owego kombatanctwa - stawiającego w jednym szeregu tamtych byłych więźniów z internowanymi z okresu lat osiemdziesiątych? Czyżby różnica była aż tak mała? Na domiar złego, z jakimż cynizmem trwa obrona tych, którzy dla własnych profitów, kariery czy wygodnego ustawieniu się w życiu, podpisywali UB-owcom owe „lojalki”.
Obrzydliwość - mówić w przypadku uwikłania w podpisywanie jakichś zobowiązań wobec UB-owców (nawet bez rzeczywistej współpracy), że ma to coś wspólnego z patriotyzmem lub porównywaniem się do męczenników, dla których świętością było owe „BÓG HONOR OJCZYZNA”!!!


niedziela, 15 marca 2009

Czas patriotów cz. 1

PUKOWIEC JÓZEF, pseud. „Chmura” i „Pukoc”.

[...Jeśli bowiem ktoś wszystko poświęcił dla idei, to uważa, iż wokół niego też wszystko dla idei poświęcone być musi...]
Prof. dr Antoni Kępiński Rytm Życia




Ilekroć zaistnieje możliwość, podkreślam wielki związek uczuciowy z moim rodzinnym miastem – Rybnikiem. Gdy więc opracowywałem dzieje harcerzy z Podbeskidzia, podkreślałem i tam powiązania z tymże rodzinnym miastem z którego pochodzi jakże wybitna osobowość – harcmistrz Józef Pukowiec, komendant Chorągwi Śląskiej w Katowicach. Na wzmiankę o Nim natrafiłem bowiem zupełnie przypadkowo, gdy przeglądałem udostępniony materiał otrzymany od Józefa Drożdża, który spotkał się z Józefem Pukowcem w sierpniu 1937 r. w Suminie, niedaleko Raciborza.
Tam bowiem, przy granicy niemieckiej, odbywał się kurs podharcmistrzowski, gdzie spotkali się obaj wymienieni druhowie (później ich drogi schodziły się kilkakrotnie – także w KL Auschwitz). Już wówczas wielu – także młodych patriotów, zatroskanych było o losy Polski wobec coraz liczniejszych i ostrzejszych napastliwości Niemców hitlerowskich. Władze harcerskie Śląskiej Komendy Chorągwi Harcerzy w Katowicach zdawały sobie sprawę z niebezpieczeństwa grożącego Polsce ze strony niemieckiej, czego dowodem może być fakt, że już na wyżej wymienionym kursie harcmistrz Józef Pukowiec zalecał harcerzom naukę języka niemieckiego, by z wyprzedzeniem wsłuchiwać się w zamiary Niemców osiadłych od lat na śląskiej ziemi.
Wracając jednak do osoby Józefa Pukowca, trzeba wspomnieć o klimacie w jakim się wychowywał, jak na jego charakter oraz późniejsze zachowania wpływało nastawienie rodziców, rodziny i ludzi, z którymi się kontaktował od najmłodszych lat.
Wykorzystuję duży fragment z opracowania Szczepana Balickiego, przedstawiającego poruszony przeze mnie problem w ten oto sposób:
„Tradycje harcerstwa rybnickiego sięgają czasów plebiscytowych, kiedy grupa harcerzy brała udział w akcji propagandowej i ochronie polskich placówek, a następnie uczestniczyła w III Powstaniu Śląskim, odznaczając się chwalebnie w odbiciu z rąk niemieckich Huty „Silesia” na Paruszowcu. Drużyna harcerska znalazła się też na Rynku w Rybniku podczas powitania oddziałów Wojska Polskiego w lipcu 1922 r. Utworzony w roku 1923 Hufiec Rybnik stał się prawdziwą kuźnią autentycznego patriotyzmu i dobrze przygotował brać harcerską do tej ogniowej próby, jaką stał się okres II wojny światowej.
Podziemna praca harcerska rozpoczęła się już w październiku 1939 r., a młodzież i instruktorzy Hufca odegrali czołową rolę w działalności konspiracyjnej i walce zbrojnej z okupantem na terenie ziemi Rybnickiej, płacąc za to licznymi ofiarami. Toteż, gdy u schyłku lat sześćdziesiątych należało wybrać Hufcowi patrona, z długiego pocztu poległych harcerzy na czoło wysunęła się zdecydowanie postać harcmistrza Józefa Pukowca – człowieka umiejącego zarówno w pracy pokojowej, jak i walce z niemieckim najeźdźcą godnie realizować ideały Prawa Harcerskiego, wiernego Ojczyźnie aż do męczeńskiej śmierci.”.

*
Józef Pukowiec urodził się 14.09.1904 r. w Świętochłowicach, w rodzinie robotniczej. Patriotyczna atmosfera domu rodzinnego wywarła niezatarte piętno na chłopcu, upośledzonym przez garb, lecz obdarzonego ogromną siłą woli i otwartym - chłonnym na wiedzę umysłem. Zaangażowanie Józefa i jego braci w kolportaż polskich wydawnictw, bardzo niekorzystnie wpływało na stosunki wobec niego w niemieckiej szkole, skutkiem czego rodzina Pukowców przeniosła się ze Świętochłowic do Chwałowic koło Rybnika. Po ukończeniu szkoły Józef Pukowiec podjął się roli gońca w Komitecie Plebiscytowym, uczestnicząc w ten sposób w powstaniach śląskich, a po wyzwoleniu Śląska rozpoczął naukę w seminarium nauczycielskim, kończąc je w 1925 r. W tymże roku pojechał na kurs zastępowych do Mszany i kurs ten ukończył uroczystym złożeniem Przyrzeczenia Harcerskiego. Po roku pobytu w Baranowicach przeniósł się do Chwałowic, pracując jako nauczyciel i prowadząc równocześnie tamtejszą drużynę im. T. Kościuszki. W roku 1927 Józef Pukowiec objął funkcję komendanta Hufca Rybnik i pełnił tę funkcję do 1929 r. a po krótkiej przerwie kolejny raz od 1935 do 1938 r. W roku 1939 został komendantem Chorągwi Związku Harcerstwa Polskiego w Katowicach. W sierpniu 1939 r. utworzył Harcerską Służbę Pomocniczą, zabezpieczył archiwum Komendy, a po wybuchu wojny organizował działalność obronną drużyn harcerskich, przekształconych w Harcerskie Pogotowie Służby Wartowniczej. W październiku tegoż roku założona została przez Józefa Pukowca konspiracyjna komórka harcerska „Birkuty” na terenie Katowic. W następnych miesiącach opracowany został pod jego kierownictwem plan konspiracyjnie działajacego harcerstwa na Śląsku. Sam od tego czasu przyjmuje pseudonimy: „Chmura” i „Pukoc”. Redagował pisma konspiracyjne „Zryw” i „Świt”. Kierując pracą podziemnej Chorągwi Śląskiej, Pukowiec wszedł do sztabu okręgowego organizacji Siły Zbrojne Polski (SZP), a następnie Związek Walki Zbrojnej. Został jednak aresztowany przez gestapo 18.12.1940 r. i przekazany do KL Auschwitz.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, otrzymałem pamiętnik osoby bardzo zaangażowanej w ruchu oporu z Rybnika – wspomnienia Franciszka Żymełki, byłego więźnia KL Auschwitz, który tak oto przedstawia spotkanie w tymże obozie z Józefem Pukowcem:
[...]Tam w rogu sali kuli się na swoim łożu boleści Pukowiec - przeżywa dramatyczne chwile swego życia. Pukowiec nie jest wprawdzie chory, ale patriotyczne serca i przyjacielskie ręce tu na rewirze go zadekowały. Już wie, że dni jego życia są policzone. Wie, że w każdej chwili może zostać wywołany na sąd doraźny tysiącletniej Rzeszy, z którego nie wraca się nawet do Auschwitz. Podchodzą do niego i pytam czy potrzebuje pomocy. Patrzy na mnie swoimi wymownymi i smutnymi w tej chwili oczyma i powiada: „Kolego, jesteście z rybnickiego. Ja też. Kiedy wrócicie, a wierzę ba jestem pewien, że wrócicie proszę pozdrówcie moich znajomych i ziemię rybnicką od człowieka, który dla tej ziemi i Polski żył”. Mówicie kolego tak jakbyście jutro mieli być ściści - powiedziałem. „- Bo też tak będzie” – odpowiedział. „- Myślicie w czarnych barwach o przyszłości” – ja na to. „- Kolego wiem o sobie więcej niż wy. To samo wiedzą niestety Niemcy. Przez zdrajców idę na śmierć. Moje dni są policzone. Byłem harcerzem, ukochałem swoja ojczyznę Polskę, którą niestety nie wszyscy uważali za skarb największy, za źródło natchnienia i źycia. Giniemy na skutek niefrasobliwości, sobkostwa, politycznej bezmyślności naszych przywódców. Im zdawało się pewnie, że Polska jest dalej krajem, z którego można czerpać zyski i korzyści bez jakiejkolwiek szkody dla Ojczyzny. A przecież Polska była Ojczyzną przynajmniej dla naszego pokolenia”.
Patrzyłem na niego, na jego pokrytą rozpaczą twarz, na oczy zasnute mgłą żalu, boleści i nie znalazłem słów pocieszenia. Czy są jednak słowa zdolne dać pocieszenie, nadzieję pokrzepienie człowiekowi, który wie, że jutro już żył nie będzie? Takich słów nie uczono nas w szkole, chociaż uczono jak Ojczyznę kochać i jak poświęcać dla niej wszystko, nawet życie. Spojrzałem jeszcze raz na smutną twarz Pukowca i pomyślałem, że mimo tego smutku potrafi opanować wewnętrzne wzburzenie i zapanować nad nerwami w takiej chwili. Zastanawiałem się czy ja byłbym zdolny do takiego zachowania w chwili najwyższej próby. Nie potrafiłem na takie pytanie odpowiedzieć. A on rozważał w cichości ducha przeżyte dni i czekający go los, którego się domyślał i przeczuwał, ale któremu nie mógł zapobiec. Zabrany wiosną 1941 roku do katowickiego więzienia został przez Standgericht, czyli sąd doraźny, skazany na śmierś i ścięty toporem w 1942 roku. Nikt nie usłyszał jego słów „Niech żyje Polska”, które tak często padały w tym miejscu straceń w owym czasie, a które wypowiedział. Jestem o tym przekonany.[...]

W połowie stycznia 1941 r. przewieziono Józefa Pukowca do więzienia katowickiego i poddano nieludzkim torturom. Nie zdradził jednak żadnego nazwiska ani schematu organizacyjnego. Jego zachowanie w rękach oprawców było wyrazem postawy wyniesionej z rodzinnego domu i zachowanej do końca.
Oto Jego list, napisany w przeddzień egzekucji:

Kattowitz, 13.8.42 r.

Moi Najdrożsi!
List Wasz otrzymałem wczoraj. Serdecznie Wam wszystkim za życzenia dziękuję i pozdrawiam Was wszystkich po raz ostatni, życząc Wam wszystkiego dobrego, pogodzenia się z wolą Bożą. Schodzę pogodzony z Bogiem, spokojny, bez wyrzutów sumienia, bez poczucia wyrządzenia komukolwiek krzywdy, z myślą o Was Kochani Rodzice, o Was Bracia i Siostry. Jeśli Was któregokolwiek uraziłem przepraszam i myślę, że mnie także wszystko wybaczycie. Schodzę w przekonaniu, że wykonałem także obowiązki syna i brata ile to leżało w moich siłach. Kiedy list ten otrzymacie, mnie już nie będzie ale pozostanę z Wami. Proszę Was o modlitwę za biedną i grzeszną duszę moją. Testamentu pisał nie będę, bo wszystko co posiadałem, to gorące uczucia miłości dla Was, Braci oraz siostry a o nich wątpić nie będziecie. Marię pożegnajcie również. Luśkę jej córeczki, Waleskę i jej dzieci, Martę i dzieci, Annę, Szwagrów i wszystkich oraz ich dzieci. Rzeczy, które tu są możecie odebrać pod wskazanym adresem: 1) Zegarek, 2) parę butów, 3) ubranie szare, 4) płaszcz zimowy, 5) 4 koszule, 6) 3 gaci, 7) parę kapci, 8) 3 pary skarpetek, 9) 3 chusteczki do nosa, 10) 26,08 DM, 11) zeszyty i książki do nauki stenografii, 12) kapelusz szary, 13) kołnierz i krawat, 14) różaniec, 15) listy. Ostatni raz Was pozdrawiam, wytrwajcie w bojaźni Bożej, w myśli o ponownym połączeniu się w zaświatach na łonie Boga, w myśli o lepszym jutrze. Zostańcie nieugięci, niezłomni tym silnym ciosem do ponownego połączenia się. Prochy moje sprowadźcie i pochowajcie albo w Pszczynie lub w Ćwiklicach, jako pomnik wystarczy korona cierniowa.
Ostatnie pozdrowienia śle Wasz syn i brat
Józef

Treść listu, poruszająca nawet najbardziej zatwardziałe serca, wskazuje na hart ducha osobowości niezwykle zorganizowanej, wysoce religijnej, wiernej do końca swoim ideałom.
Nawet po latach byli współwięźniowie z KL Auschwitz – z bloku 14, wspominają wieczór wigilijny ze śpiewaniem kolęd, zorganizowany przez Józefa Pukowca.
Gdy jednak zapadł w Bytomiu wyrok w jego sprawie – kara śmierci, w dniu 14.08.1942 r., ścięcie gilotyną przerwało życie człowieka tak oddanego Bogu i Ojczyźnie.

Czas patriotów ...

Według Słownika Wyrazów Obcych PWN:
Patriota – człowiek kochający swoją ojczyznę i naród, gotów do poświęceń dla ich dobra.
Patriotyczny – właściwy patriocie, mający na względzie dobro ojczyzny; obywatelski.
Patriotyzm (od rzecz. patriota) – postawa społeczno-polityczna i forma ideologii, łącząca przywiązanie do własnej ojczyzny oraz poświęcenie dla własnego narodu – z szacunkiem dla innych narodów i poszanowanie ich suwerennych praw.
Przypominam te hasła, gdyż politycy doprowadzili do całkowitego zdewaluowania pojęcia „patriota”, gdy pozbyliśmy się autorytetów które mogły by dawać nam przykład moralności pod każdym względem, warto nawiązać do osób które dla naszej lepszej przyszłości przelewali krew kierując się jakże szczytnymi ideałami „BÓG, HONOR, OJCZYZNA”.
Podczas rozmów jakie prowadziłem zbierając materiały do książek, zaskakiwała mnie dowolna ich interpretacja owego pojęcia „patriota”. Znając przeszłość wielu moich rozmówców - nie byłych więźniów obozów koncentracyjnych, powoduje niesmak, że wówczas gdy Ojczyzna była zniewolona, w potrzebie, robili wszystko, by „się nie narazić”. Wstąpienie do jakiejkolwiek organizacji ruchu oporu, pomoc tym którzy na taką odwagę się zdobyli, nie wchodziło w rachubę, gdyż uważali to za potencjalne zagrożenie dla siebie i swoich rodzin. Teraz gdy nie ma zagrożenia, bezwstydnie opowiadają o swoich zasługach w tamtej ponurej przeszłości, o tym co by zrobili, gdyby okupacja trwała dłużej.
Poczułem się dotknięty gdy w geście „uznania” – że piszę o Akowcach, zaliczono mnie do grona ludzi o orientacji „prawicowej”. Według niektórych osób, prawo do wypowiedzi na pewne tematy związane z historią naszego kraju, mają ludzie z „wybranej” - „jedynie słusznej” opcji politycznej, niezależnie od tego, czy mają na ten temat coś do powiedzenia, czy też powielają jako „swoje” - zasłyszane gdzieś informacje (nie zawsze zgodne z prawdą) .
Jestem Polakiem, Ojczyzna ma dla mnie wartość nadrzędną. Bez względu na sympatie polityczne, staram się w sposób obiektywny przedstawiać fragmenty wydarzeń, jakie miały miejsce w mojej Ojczyźnie. Słuchając natomiast niektórych relacji na ten sam temat, brzydzę się, jak na przekłamaniach usiłuje się „zbijać” kapitał polityczny lub materialny. Cóż więc wspólnego z patriotyzmem ma „kupczenie” wydarzeniami z przeszłości. To, co politycy dzisiaj okazują swoją arogancją i absolutnym oderwaniem od zabezpieczania bytu narodu, zmusza do refleksji – co ci politykierzy maja wspólnego już nie z patriotyzmem, ale nawet pozorowaną uczciwością?

niedziela, 8 marca 2009

Ostateczna refleksja ....

[...]„mówić o Oświęcimiu ma znaczyć
nie przemilczać ludzkiej rzeczywistości
i to, że nic nie jest takie
i nic nie będzie takim
jakim przed Oświęcimiem było” [...]

fragment wiersza: Po Oświęcimiu,
autor: Peter Paul Wipilinger




Uklęknij i zapamiętaj -
ta ziemia jest święta -
to ziemia Oświęcimia.
...Te trzewiki małe
z nóżek obolałych
a włosy, krucze włosy
nie doczekały wiosny.
Te koce zimne - szare
szkielety przykrywały.
Uklęknij i zapamiętaj -
tu każde miejsce święte -
tu ziemia Oświęcimia.
Szeptały daremnie usta
po polsku, po rosyjsku -
o gospodi, o boże -
nie daj nam umrzeć -
pomóż!
Oświęcim, już Oświęcim -
Proszę wysiadać – słyszę –
Naprawdę był Oświęcim?
Jest – martwa odpowie cisza ... [...]

wiersz: OŚWIĘCIM
autorka: Maria Łotocka

Zdjęcie 17

Zwłoki uśmierconych przewożone były do krematorium – do spalenia. W przypadku ojca, Stanisława Sobika i Alojzego Siąkały, - ich ciała wracały niemal do symbolicznego miejsca, od którego rozpoczęła się Ich Golgota w KL Auschwitz!
„…Wieczny odpoczynek racz Im dać Panie …”!

Zdjęcie 16


Przez ta bramę z dziedzińca bloku 11 wynoszono martwe ciała i ładowano je na tzw. platformę - „rolwagę” dla której zaprzęgiem byli więźniowie, lub stojący przy bramie samochód.

Zdjęcie 15

Pod Ścianą Straceń, do której odwróceni byli twarzą, ostatnim ziemskim odgłosem był szczek karabinowego spustu. Padł strzał i … martwe ciało osuwało się na ziemię!

Zdjęcie 14

Po odczytaniu wyroku kary śmierci, w umywalni rozbierali się do naga. Z widocznych drzwi wychodzili po schodkach pod Ścianę Strąceń. To były ostatnie metry ich stąpania po ziemskim padole.

Zdjęcie 13

Wnętrze pomieszczenia bloku 11 w którym urzędował policyjny sad doraźny. Na krześle o podwyższonym oparciu siadał przewodniczący – pan życia i śmierci Górnego Śląska SS-Obersturmbannführer i nadradca rządowy (Oberregierungsrat) dr Mildner. W tym to pomieszczeniu wypowiadane były do więźnia słowa najbardziej okrutne „…kara śmierci!”

Zdjęcie 12

Złowieszczy blok nr 11 z którego mało kto wracał do świata żyjących. W nim spędzili ostatnią noc swojego życia. W nim jakże mocno rozmyślali o najbliższych …!
Na bloku 11 poddani zostali zwyczajowej procedurze rejestracyjnej, wyznaczono miejsca na pryczach.
Jaka była ta ich ostatnia noc?
Z całą mocą narzuca się tu ostatnia noc Chrystusa w Ogrójcu. W uszach dźwięczą słowa Jezusa wg św. Marka:
I odszedł nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby – jeśli to możliwe – ominęła Go ta godzina. I mówił: Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to co Ja chcę, ale to co Ty (niech się stanie).

Zdjęcie 11

Ostatnia ich droga prowadziła „aleją brzóz" do bloku 11. „…drzewa w alei brzóz żegnały ich trzepotem liści…” – jak po latach wspominał współwięzień Karol Miczajka.
Oto inne wspomnienia Karola Miczajki z tej ich drogi do bloku 11 - "bloku śmierci":
[...] Poszedłem za nimi do „Schreibstuby”, gdzie czekało już kilku innych o podobnych numerach.
Wiedziałem, co ich czeka.
Odprowadzano wszystkich na blok XI. Idzie nas kilku w pewnym oddaleniu za nimi. Oglądają się, rzucają nam drobne przedmioty, które mieli przy sobie: zapalniczkę, cygarniczkę, pędzel do golenia…
Weźcie to na pamiątkę! Już się nie zobaczymy!
Jeszcze jedno spojrzenie, jeszcze jedno skinienie ręki, jeszcze jeden uśmiech, w którym był żal i łzy, a potem zaciśnięte zęby i głowa dumnie odrzucona do góry i ostatnie słowa do nas: Trzymajcie się! Pozdrówcie nasze żony i dzieci!
A potem ciężkie, żelazne drzwi zamknęły się z łoskotem, i ciężka sztaba żelazna podparła je z wewnątrz.
Widziałem Go po raz ostatni. Stach przestał żyć dla świata. Ta, o którą tak nieugięcie walczył, zażądała od Niego ofiary życia i krwi…


Zdjęcie 10

W dniu 24 czerwca 1943 roku, Jan Klistała (nr ob. 11912), Stanisław Sobik (nr ob. 107485), Alojzy Siąkała (nr ob. 109857) z Rybnika oraz kilku innych więźniów, wezwani zostali do Schreibstuby (blok nr 24), skąd w asyście blokowego odprowadzono ich na blok 11, gdzie dnia następnego stanąć mieli przed policyjnym sądem doraźnym.

Zdjęcie 9

Niemal naprzeciw bloków 15 i 16 usytuowane były baraki kuchni obozowej, a przy bramie wejściowej do kompleksu zabudowy kuchni, ustawiona była zbiorowa szubienica, na której wykonywane były pojedyncze lub zbiorowe egzekucje przez powieszenie. Droga między kuchnią a blokami, stanowiła główne miejsce zbiórek apelowych. Na apel poranny i wieczorny musieli stawać codziennie – niezależnie od pory roku, pogody i temperatury na dworze, warunków atmosferycznych. Także ciała zmałych lub zakatowanych więźniów były układane obok żywych – by zgadzał się stan liczbowy w chwili sprawdzanuia stanu osobowego danego bloku.

Zdjęcie 8

Opis jak przy zdjęciu nt 7.
jednak dodam w nawiązaniu do tamtego tekstu: To w bloku 15a przebywał mój ojciec po przekazaniu go do obozu. Stąd pisał do nas listy, tutaj rozmyślał o nas.
Trudno się dzisiaj połapać, gdzie stały piętrowe prycze, gdzie były ściany działowe i korytarz. Chodząc sztucznie utworzonym labiryntem oblepionym powiększonymi zdjęciami z różnymi scenami obozowymi, pytam prawie półgłosem: Tatuś, gdzie stała Twoja prycza, w którym miejscu przydeptywałeś posadzkę, ocierałeś się o ścianę?. Jak dotychczas żaden głos nie odezwał się do mnie, nie otrzymałem żadnego znaku…

Zdjęcie 7

Po przekazaniu na pobyt w obozie, ojciec zakwaterowany został w bloku 15a, inni więźniowie do innych bloków – według przeznaczenia do odpowiednich komand roboczych. Posługując się przykładem bloku mojego ojca, wejściem „z czoła” budynku - wchodzili więźniowie umieszczeni na parterze, natomiast na piętro (oznaczanym jako 15a) wchodziło się bocznym wejściem.

Zdjęcie 6

Dalej, prowadzeni byli wprost do piętrowego budynku z czerwonej cegły, oznaczonego „BLOCK No 2”. Wprowadzeni byli do jednej z dwóch sal na piętrze. Mężczyźni do sali z prawej strony korytarza, kobiety do sali z lewej strony. Blok ten oddany był do dyspozycji Wydziału II Politycznego (Abteilung II – Politische) gdzie przebywać mieli na okres śledztwa – przesłuchiwań. Ojciec przebywał tam od 13 lutego do 31 marca 1943 r.
[...] Kieruję się następnie do bloku nr 2 (oddanego wówczas do dyspozycji Wydziału Politycznego - Politische Abteilung), od którego – tak jak ojciec – tylu więźniów zaczynało swoją drogę męki w KL Auschwitz. Od tak dawna blok ten wypełniony jest przeraźliwą ciszą – stoi pusty, a ja mimo to słyszę wrzaski oprawców z SS i krzyki katowanych więźniów. [...]

Zdjęcie 5

Od bramy głównej szli drogą obok placyku przy baraku kuchni z drewnianą ścianą, gdzie było stałe miejsce dla zespółu obozowej – więźniarskiej orkiestry. Orkiestra przygrywała wychodzącym do pracy w komandom roboczym – wychodzącym poza terenem obozu, a także przygrywając powracającym z pracy. Orkiestra witała także wnoszonych martwych więźniów, zakatowanym przy pracy. Martwi – wnoszeni byli na plecach słaniających się ze zmęczenia i osłabienia współtowarzyszy niedoli – współwięźniów.

sobota, 7 marca 2009

Zdjęcie 4

W prawo od bramy głównej, ciągnęło się dalej owo podwójne ogrodzenie (lepiej widoczna mrzestrzeń między ciągami ogrodzenia) i ustawione przed nim tabliczki na słupkach metrowej wysokości „HALT – STÓJ”. Przymocowane druty ogrodzenia do porcelitowych izolatorów oraz wymalowany na tabliczkach znak wymownie ostrzegał, że ogrodzenie jest pod napięciem!

Zdjęcie 3

Przy bramie głównej rzucał się w oczy wiele znaczący napis nad wejściem do obozu: ARBEIT MACHT FREI.

Zdjęcie 2

Drogą wzdłuż podwójnych ciągów ogrodzenia z drutu kolczastego, a zabudowaniami warsztatów z drugiej strony, prowadziła od miejsca „rozładunku” przy Krematorium - do bramy głównej do obozu. (Podwójne ogrodzenie w tym sensie, że między jednym a drugim ciągiem ogrodzenia z drutu kolczastego, znajdowała się ok. 3 m. wolna przestrzeń).

Zdjęciowy mini album KL Auschwitz

Zdjęciowy miniprzewodnik Golgoty w KL Auschwitz, przez którą przechodzili rybniczanie aresztowani 11-13.02.1943 r. Niestety, mój ojciec - Jan Klistała, wujek - Stanisław Sobik oraz ich kolega Alojzy Siąkała, przechodzili przez taką Golgotę dosłownie. Większość miała szczęście, że nie pokonywali drogi od Schreibstuby - do bloku 11.

Zdjęcie Nr 1.
Aresztowanych w Rybniku w dniach jw. (ok. 60 osób), w dniu 13.02.1943 r., przewieziono samochodami ciężarowymi wprost do KL Auschwitz, gdyż w więzieniu śledczym w Mysłowicach panowała epidemia tyfusu. Dokładnie o godzinie 14:00 samochody zatrzymały się w pobliżu Krematorium I. Przy wrzaskach i wulgarnych wyzwiskach SS-manów, musieli zeskakiwać ze skrzyń załadowczych samochodów i ustawiać się piątkami w kolumnę.

czwartek, 5 marca 2009

... jeszcze kilka zdań poświęconych Ojcu

W krótkich informacjach na blogu, nie jestem w stanie wyrazić odczuć jakie do dzisiejszego dnia przetrzymuję w sercu jak relikwie. Wiekszość myśli uzewnętrzniłem w moich opracowaniach o ojcu - w moich książkach. Ilekroć jednak odwiedzam Muzeum Auschwitz-Birkenau, od bramy głównej ogarnia mnie narastające uczucie smutku i pokory wobec nieszczęść i tragedii ludzkich, jakie miały miejsce w obozie. Podświadomie próbuję się wczuć (chociaż w minimalnym stopniu) w Golgotę jaką przechodził tam mój ojciec i wielu innych więźniów ...
Staram się być jak najczęściej przy bloku 15. To w bloku 15a przebywał mój ojciec po przekazaniu go do obozu. Stąd pisał do nas listy, tutaj rozmyślał o nas. Kieruję się następnie do bloku nr 2 (oddanego wówczas do dyspozycji Wydziału Politycznego - Politische Abteilung), od którego – tak jak ojciec – tylu więźniów zaczynało swoją drogę męki w KL Auschwitz. Od tak dawna blok ten wypełniony jest przeraźliwą ciszą – stoi pusty, a ja mimo to słyszę wrzaski oprawców z SS i krzyki katowanych więźniów. Kawałek dalej, za krematorium, pozostały fundamenty po drewnianym baraku, w którym poddawano ich brutalnym torturom podczas przesłuchań. Przystaję na chwilę przy bloku nr 24, gdzie mieściła się „Schreibstuba”, po czym opuszczam wzrok i skręcając w prawo, podążam w kierunku bloku 11. To była ich ostatnia droga…
Jak to jest, kiedy idzie się w przekonaniu, że śmierć jest tak nieuchronna? Czy bezsilność wobec wydanego wyroku powoduje zwątpienie w Opatrzność Bożą, czy też umacnia wiarę i nadzieję, że tamten świat, po drugiej stronie, będzie lepszy, uczciwszy, sprawiedliwszy?
Przez otwartą na oścież wielką żelazną bramę wchodzę na dziedziniec bloku 11 – pod Ścianę Straceń. Składane są tu niezliczone ilości kwiatów, palą się znicze, odmawiane są żarliwe modlitwy za dusze zakatowanych. Wierzę, że prośba: „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie” – została spełniona, że każdy z Nich spoczywa w Swoim Bogu!
Otrząsam się z napływu jednych myśli i odczuć, by poddać się uporczywemu napływowi innych. W którym miejscu stał ojciec, zanim padł strzał w tył głowy? Gdzie osunął się na ziemię? Czy wypływająca strużka krwi zostawiła jakiś ślad i znak dla mnie? Odchodząc, powtarzam po raz kolejny: „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie”. Kieruję się jeszcze do wnętrza bloku nr 11. Ogarnia mnie mrok podziemia – przeraża ciężka żelazna krata, cele z przysłoniętymi okienkami wychodzącymi na dziedziniec. Ilekroć przebywałem tutaj we wcześniejszych latach, zadawałem sobie– nurtujące mnie pytanie, w której z tych cel przebywał w ostatnią noc swego życia mój ojciec? Po latach dowiedziałem się, że nie był w celi gdzie Maksymilian Kolbe, ani w tej z wyskrobanym przez skazańca na ścianie Ukrzyżowanym Chrystusem, że spędził tę ostatnią noc w jednej z sal na parterze bliku 11.
W drodze powrotnej wchodzę jeszcze na chwilę na piętro bloku nr 15. Urządzono tu wystawę, która zupełnie zatarła ślady warunków, w jakich przebywali więźniowie. Trudno się połapać, gdzie stały piętrowe prycze, gdzie były ściany działowe i korytarz. Chodząc sztucznie utworzonym labiryntem oblepionym powiększonymi zdjęciami z różnymi scenami obozowymi, pytam prawie półgłosem: Tatuś, gdzie stała Twoja prycza, w którym miejscu przydeptywałeś posadzkę, ocierałeś się o ścianę?. Jak dotychczas żaden głos nie odezwał się do mnie, nie otrzymałem żadnego znaku…

Mój ojciec Jan Klistała – więzień KL Auschwitz nr obozowy 111912

Od wczesnego dzieciństwa zmuszony byłem wypowiadać się o swoim ojcu w czasie przeszłym. Gdy 11.02.1943 r. GO aresztowano za działalność w konspiracyjnej organizacji ZWZ/AK – miałem 7 lat. Jakże jednak utrwaliły się w mojej dziecinnej pamięci głos, wygląd, ruchy i sposób zachowywania się ojca! Z poskładanych wspomnień o NIM - wyłoniła się postać człowieka prostego, skromnego, bardzo uczciwego i uczuciowego, dobrego męża i bardzo kochającego ojca, a w pracy koleżeńskiego, sumiennego i cenionego fachowca. Był człowiekiem honoru i oddanym patriotą. Jakże mocno kształtowało to moją psychikę! Dorastałem z poczuciem wielkiej satysfakcji, że ojciec mój był pozytywnie oceniany.
I znowu westchnię ... – że nie obdarzył mnie Wszechmocny darem poetycznego wysławiania się, więc wykorzystam wiersz autora którego nie znam, ale tytuł wiersza jest odpowiedni ...

Mojemu Ojcu
Ukryty w cieniu krzyża
pełgającej lampki
poczekam, aż wszyscy odejdą...
Bolesnym doznaniem
przywołam myśli Twoje,
zaklęte milczeniem
konarów dębu,
w niemym krzyku
szeleszczących pod
stopami liści...

poniedziałek, 2 marca 2009

... W dniu Twoich imienin Matko moja

Któż nie słyszał wspaniałej pieśni pod tym tytułem – w wykonaniu Bernarda Ładysza. „Moja Matko ja wiem, wiele nocy nie spałaś, gdym opuszczał swój dom, aby iść w obcy świat ..........”.
Wzruszenia, nostalgię wywołują słowa o Tej, która od pierwszych chwil życia dawała nam gwarancję największej serdeczności, opieki i troski. Może właśnie z perspektywy przeżytych lat, wielu życiowych przygód i doznań, bardziej niż w młodości to słowo „Matka” i odczuwanie ich znaczenia, staje się tak bardzo znaczące!

Nie obdarzył mnie Wszechmocny darem poetycznego wysławiania się, więc wykorzystam wiersz „Matka” – Joanny Suck:
Może, gdy będziesz stary
Dopiero zrozumiesz, co znaczy matka,
co oznacza dom, gdy jej troskliwa ręka
w świata obcym tłumie
nie poprowadzi ciebie
do bezpiecznych stron.
Gdy już cię nie obroni,
Nie zdoła zapobiec,
Do serca nie przytuli.
Gdy przyjdzie ten czas,
Wtedy dopiero człowiek
Naprawdę rozumie,
Co znaczy matka
Dla każdego nas.
[...]„Mamusia”, - tak zwracaliśmy się do Niej z bratem od momentu, gdy Ta właśnie mamusia nauczyła nas wymawiać pierwsze słowa, aż po ostatnie dni Jej życia - do 22.08.1985 r. Było w tym określeniu zawarte osobiste i najserdeczniejsze uczucie do naszej rodzicielki, niezależnie od tego, czy komuś postronnemu zwrot ten wydawał się zbyt zdrobniale wymawiany, lub używany z dziecinnego nawyku.[...]

I ... chciałoby się nie rozstawać z refleksjami o matce, o tym ile Jej zawdzięczamy, czy zawsze potrafiliśmy odwdzięczyć się właściwie za Jej uczucie ......

Co ci dam?
Za to Mamo, że noc w noc czujnie strzeżesz
kolorowych i spokojnych mych snów;
za to, Mamo, że Ci zawsze mogę wierzyć,
że rozumiesz mnie nawet bez słów;
cóż Ci dzisiaj mogę za to dać, Najdroższa Mamo?
Po jednym kwiatku za noc każdą nieprzespaną,
po jednym kwiatku za każde zmartwienie,
po jednym kwiatku za płynące z Twych rąk ukojenie.
Za każdą Twoja zmarszczkę – jeden kwiat
i jeden za każdy siwy włos.
Pod nogi trzeba by Ci rzucić cały świat,
wszystkie kwiaty na ogromny stos.
Wiersz Co Ci dam – Maja Waszak

Twój - Jurek

wtorek, 24 lutego 2009

Kolejna recenzja jaka ukazała się na stronie Internetowej www.auchwitz.org.pl dotyczy książki: Martyrologium mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej, Andrychowskiej, Wadowickiej oraz Zatora, Jaworzna, Chrzanowa, Trzebini, Kęt, Kalwarii Zebrzydowskiej w latach 1939-1945 - słownik biograficzny", Bielsko-Biała 2008, s. 430.

[...] Biogramy ponad 1000 więźniów niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych pochodzących z rejonu Oświęcimia znaleźć można w wydanej właśnie książce Jerzego Klistały. Martyrologium mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej, Andrychowskiej, Wadowickiej oraz Zatora, Jaworzna, Chrzanowa, Trzebini, Kęt, Kalwarii Zebrzydowskiej w latach 1939-1945 powstało przy współpracy Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau i jego pracowników, m.in. Wojciecha Płosy, kierownika muzealnego archiwum.
Biogramy więźniów poprzedzone są artykułem "Metody zatajania zbrodni". Jego autorem jest Kazimierz Smoleń, znawca tematu oświęcimskiego, były więzień KL Auschwitz i KL Mauthausen, długoletni dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, który w obozie koncentracyjnym stracił ojca. Opracowanie nawiązuje do nakazu tajemnicy, w jakiej obozowe władze SS starały się utrzymać to wszystko, co czynione było w zakresie unicestwiania więźniów od powstania obozu do ostatnich dni jego funkcjonowania.
Polacy z terenów nie tak odległych od KL Auschwitz, których biogramy zaprezentowano w książce często poświęcali się aby walczyć o wyzwolenie ojczyzny spod hitlerowskiej okupacji. Za ten patriotyczny odruch byli osadzani w obozach koncentracyjnych i ginęli.
„Nie mają mogił. Ich prochy rozrzucono na terenach przyległych do obozu KL Auschwitz. Część spłynęła nieco dalej - niesiona nurtem rzeki Soły, gdyż do rzeki tej wsypywano również część popiołów z krematorium. I tak przyobozowa ziemia i rzeka stała się miejscem Ich wiecznego spoczynku. Czy Oni nadal mają pozostać bezimienni? - pisze we wstępie autor. "Pochylając się na przeżyciami tych ludzi, z jednakową empatią i z jednakową skrupulatnością, na miarę materiałów, jakie udaje mi się zebrać, odtwarzam tragiczne ludzkie losy" - czytamy. [...]
Poświęciwszy się pracy nad utrwalaniem pamięći o byłych Męczennikach hitlerowskich obozów koncentracyjnych, jakże wiele znaczącą jest pozytywna opinia najbardziej kompetentnego w tym zakresie recenzenta - pracowników naukowych Państwowego Muzeum w Oświęcimiu.
Poniżej przedstawiam opinię jaka ukazała się na stronie internetowej www.auschwitz.org.pl a dotyczącą Martyrologium Ziemi Rybnickiej


„Słownik biograficzny poświęcony pamięci mieszkańców Ziemi Rybnickiej represjonowanych przez hitlerowców
Książka, w formie słownika biograficznego, zawiera na 430 stronach około 1,3 tys. biogramów mieszkańców Ziemi Rybnickiej, Wodzisławia Śląskiego, Żor i Raciborza represjonowanych przez Niemców w czasie II wojny światowej.
Różne były losy tych osób: nielicznych wkrótce po aresztowaniu zwolniono, innych przeniesiono do rozmaitych miejsc odosobnienia, wielu zginęło - rozstrzelanych, zmarłych z głodu i brutalnie zamordowanych w obozach koncentracyjnych.
Praca nie obejmuje wszystkich mieszkańców tych ziem. Nie było to możliwe gdyż wiele akt policyjnych, dokumentów obozowych lub sądowych zaginęło lub zostało zniszczonych w końcowym okresie wojny.
Dostępne biogramy mają zróżnicowaną zawartość: niektóre z nich są obszerne, inne zaś lakoniczne, zawierając jedynie informacje o aresztowaniu i skierowaniu do obozu koncentracyjnego. Tam, gdzie było to możliwe notki opatrzono zdjęciami.
Przy opracowaniu księgi autor ściśle współpracował z Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. W publikacji jest około 550 biogramów więźniów obozu koncentracyjnego Auschwitz.
Obraz okupacji na Ziemi Rybnickiej, wyłaniający się po lekturze książki, daleki jest od jednowymiarowej, podręcznikowej wersji historii. Jest to jej wielka zaleta; jeśli autor umieszcza w niektórych miejscach swój komentarz, to jest on zazwyczaj bardzo oszczędny, pozostawiając czytelnikowi możliwość wyciągnięcia własnych wniosków.”

sobota, 21 lutego 2009

Siódma książka, jest kontynuacją cyklu „Martyrologium”, a wiec trzeci z kolei słownik biograficzny. Obejmuje biogramy byłych więźniów z Bielska, Białej, Bystrej, Czechowic, Dziedzic, Jasienicy, Jaworza, Komorowic, Kóz, Mikuszowic, Porąbki, Szczyrku, Wilamowic Zabrzega. Tak w Martyrologium tzw. Oświęcimia jak i obecnie „reklamowanego”, uwzględniane w tych książkach są nazwiska zamieszczone w publikowanych kilka lat temu jako „LISTA OFIAR MIESZKAŃCY PODBESKIDZIA ....”, z tym – że książce ujęci są także Ci wszyscy pokrzywdzeni przez hitlerowców, którzy przeżyli obozy koncentracyjne czy pobyt w polenlagrach.

REQUIEM

Śmierć was zabrała w dalekich obozach
Na wiekuisty w zaświatach spoczynek
A Polska – Sancta Mater Dolorosa –
Płacze za wami w boleści matczynej.

Nad waszą trumną, nad urną popiołów,
Co dla nas, żywych, relikwią są świętą,
Rozbrzmiewa korne Requiem aniołów
W hołdzie przed waszą męską niepojętością.

Za dni gehenny, za bezmiar cierpienia,
Odpuść im, Chryste, wszelką przewinę
I obdarz łaską wiecznego zbawienia:
Requiem aeternam dona eis, Domine!

Niech ciężar Krzyża, pod którym padali,
Wstrząśnie Twym sercem, Jezu z Galilei!
Patrz – cały naród gromnice im pali:
Et lux perpetua luceat eis.

(Włodzimierz Wnuk: Byłem z wami)
Szósta książka, mimo że jest wznowieniem pierwszych dwóch książek - uzupełniona o dodatkowe opracowania, winna mieć tytuł: Golgota w obozach koncentracyjnych. Uwaga ta wynika z przemyśleń, że książka oparta o relacje czy pamiętniki byłych więźniów, niezależnie od części Europy czy regionu kraju z którego dany więzień pochodzi, przedstawia obozowe przeżycia, a więc niezależnie od owej terytorialnej przynależności. Co zaś do dodatkowych opracowań, dotyczą tak wyjątkowych postaci jak Inspektora Rybnickiego ZWZ/AK Władysława Kuboszka oraz Franciszka Żymełki – założyciela konspiracyjnej organizacji w rybnickim w pierwszym okresie okupacji hitlerowskiej i za co dostał się do obozu koncentracyjnego. Tak się składa ze obie te postacie posiadają prawnicze wykształcenie, lecz Władysław Kuboszek został zamordowany w KL Auschwitz, natomiast Franciszek Żymełka po powrocie z obozu opisał swoje koszmarne obozowe przeżycia wyjątkowo szczegółowo. Oto fragment tych wspomnień o apelu karnym wynikłym w związku z ucieczką więźnia z obozu.
[...]Jeszcze nie dotarliśmy do Industriehofe-I, gdy zawyła syrena. Jej wibrujący, przeciągły głos mroził i przeszył nas na wskroś gorzej niż wiejący, porywisty wiatr. „Ktoś uciekł” – szeptem podana wiadomość obiegła maszerujące szeregi. – „Straszny będzie zbliżający się apel, tyle czasu bez ruchu w takiej wichurze”.[...]
Ze wszystkich stron ściągają do bramy komanda. Kapo krzykiem i biciem zachęcają idących do szybszego marszu. Na bramie wracających nie wita orkiestra, a SS-mani liczą skrupulatniej niż zwykle uformowanych w piątki więźniów.
Komanda w pośpiechu, ze strachem w oczach suną na swe zwykłe apelowe miejsca, ale zbliżający się apel nie będzie zwykłym. Nie będzie kolacji. Głód, wyczerpanie, porywisty i przenikliwy wiatr dadzą się nam we znaki.
Blokowi i schreiberzy liczą w gorączkowym pośpiechu ustawionych dziesiątkami mieszkańców swoich bloków i podają wyniki Blockführerom, oni dla kontroli liczą ponownie. Na końcu stojących bloków siedzą chorzy, którzy nie mogą stać o własnych siłach, dalej leżą zwłoki zmarłych i zabitych, przyniesione przez kolegów. Wszyscy, żywi i umarli muszą stanąć do apelu.[...]
[...]Czas płynie, jest coraz zimniej, ponieważ nie ma blokowego więźniowie usiłują się rozgrzać. Zbliżają się do siebie tak by przestrzeń między nimi była jak najmniejsza, zacierają dłonie, poklepują się, nawzajem rozcierają sobie plecy próbując się rozgrzać. Przestępują z nogi na nogę, poruszają palcami w butach, na przemian unoszą się na palcach i opuszczają na pięty, starając się za wszelką cenę uchronić przed przemarznięciem prowadzącym niechybnie do odmrożeń. Wysiłki te na niewiele się zdają. Nawet SS-manom na wieżach obserwacyjnych jest zimno, bo słychać jak przytupują i zabijają rękami o boki.[...]
[...]Panuje przejmująca cisza, tylko od strony karnej kompani dobiega wrzask jej blokowego Krankenmanna, jednego z największych sadystów i zbirów wśród blokowych. Właśnie znęca się nad więźniem, który wali się jak kłoda na ziemię uderzony silnym ciosem w szczękę. Gdy próbuje wstać potężny kopniak blokowego zwala go ponownie z nóg. Blokowy kopie go po głowie, nerkach, klatce piersiowej po prostu gdzie popadnie. Leżący więzień stara zasłonić się rękami. Niestety nie jest w stanie przeciwstawić się furii i sile sadystycznego blokowego. Nieszczęśnik broni się coraz słabiej wreszcie nieruchomieje. Krankenmann kopniakiem przewraca go na plecy, wskakuje mu na klatkę piersiową. Więzień mobilizuje wszystkie siły, stara się złapać buty blokowego. Daremnie, traci siły, ramiona jeszcze jakiś czas drgają, rozwarte dłonie drą ziemię, nogi żłobią w niej podłużne rowki. Ruchy te są coraz wolniejsze wreszcie więzień nieruchomieje, głowa opada w bok, z kącików ust wypływa cos ciemnego. Z dala trudno zobaczyć, ale to pewnie krew.
Krankenmann nie spojrzał nawet na ofiarę, on wiedział, że nie żyje. Miał spore doświadczenie i praktykę w tych sprawach. Nie spojrzał ponieważ na końcu tej geometrycznej bryły powstałej z ludzkiego budulca, jakaś jej składowa część poruszyła się. Poruszyła się pewnie z zimna, a może z osłabienia spowodowanego głodem. Ale bystre, wszechwidzące oko drapieżnej bestii w ludzkim ciele już to zauważyło. Blokowy skoczył w kierunku ruszającej się istoty jak ryś, roztrącił stojących nieruchomo w pierwszym szeregu więźniów, złapał winowajcę za płaszcz, wywlókł przed szeregi znieruchomiałych z przerażenia i trwogi więźniów. Jego złowrogie oczy, oczy jadowitego okularnika hipnotyzowały nieszczęsną ofiarę. Krankenmann, stojąc w szerokim rozkroku, z rękami na biodrach, przypatrywał się swej nowej ofierze, zastanawiając się, w jaki sposób najlepiej pozbawić ją życia. Jego mózg nie mógł jednak wymyślić nic nowego. Silne uderzenie w szczękę, skopanie ofiary, przewrócenie na wznak i złamanie żeber przez skakanie po leżącym bezwładnie ciele. Każdy seryjny morderca wypracowuje swoją specyficzną metodę zabijania, która go identyfikuje, pozwala go rozpoznać, a czasami i zlikwidować. Tyle tylko, że Auschwitz nie likwidował morderców on ich tworzył.
Znów jednym uderzeniem Krankenmann zwalił z nóg swą ofiarę. Tym razem nie skoczył na jej pierś, ale kazał wstać i ponownie silnym uderzeniem - uderzeniem z rozmachu zwalił ją z nóg. Więzień padł niczym kłos pszenicy. Krankenmann jeszcze raz rozkazuje wstać więźniowi. Nieszczęśnik próbuje się podnieść, ale jego siły się wyczerpały. Opiera się na rękach, zgina kolana, próbuje podciągnąć je ku rękom, by podparłszy się na nich spróbować wstać. Może to śnieg był śliski, może sił już nie stało dość, że uniósłszy się na rękach, oparłszy na jednym kolanie stracił równowagę i runął twarzą w śnieg. Zamajaczył ciemną plamą na jaskrawo białym śniegu, ale jego słabość i bezradność nie wzbudziły litości oprawcy. Przeciwnie pobudziły zaciekłość i agresję. Niemoc ofiary podziałała na Krankenmanna jak czerwona płachta na rannego podczas korridy byka. Rzucił się na swą ofiarę, postawił ją na nogi i ponownym uderzeniem zwalił po raz trzeci. Rozciągnięty na śniegu więzień nie daje znaku życia. Krankenmann kopie dla pewności więźnia kilka razy to w głowę, to w nerki poczym rozkazuje znieruchomiały ludzki łach zanieść na koniec stojących szeregów swego bloku. Rozgrzany podwójnym morderstwem biegał wzdłuż szeregów szukając nowej ofiary. Dotychczasowy bilans nie zadawalał go. Nowej ofiary nie musiał daleko szukać, każdy ze stojących mógł nią być.
Tysiące współtowarzyszy niedoli stojących w zastygłych w przerażeniu szeregach patrzyło na śmierć swoich kolegów. Nikt z nich nie mógł ofiarom Krankenmanna pomóc. Tylko westchnienia, ukryta wściekłość i ciche przekleństwa towarzyszyły jego sadystycznym wyczynom i rechotowi SS-manów, którzy śmiechem i okrzykami zachęcali go do dalszych działań. [...]

Ten przydługawy opis, dedykuję tym, którzy jakże lekko traktują znaczenie hitlerowskiego obozu koncentracyjnego ...
Piąta książka, jest kontynuacją cyklu „Martyrologium – słownika biograficznego”. Tym razem zgodnie z wykazem miejscowości na okładce, książka zawiera biogramy z terenów Oświęcimia, Andrychowa, Wadowic, Zatora, Jaworzna, Chrzanowa, Trzebini, Kęt, Kalwarii Zebrzydowskiej. Jest to bez wątpienia żmudna praca by z rozmów z byłymi więźniami, ich rodzinami czy z różnych publikacji zdobyć chociaż kilka linijek danych życiorysowych. Wciąż zresztą pokutuje pojęcie „ochrona danych osobowych” – co prawdopodobnie nie ma żadnego znaczenia gdy zbierane są dane o osobach pochodzenia żydowskiego – przez pracowników Yad Vashem (odpowiednik naszego IPN).
Gdy ogarnia mnie zniechęcenie do podejmowania się kolejnej pracy w zakresie utrwalania pamięci o byłych Męczennikach, jakże dużo satysfakcji i wsparcia duchowego dają meile internetowe które otrzymuję i co podkreślam - pochodzące od młodych osób:
„... to właśnie dzięki takim ludziom jak Pan, zawdzięczamy, że pamięć o nich przetrwała i trwa nadal...”,
„...robi Pan to także dla nas, ludzi młodych, którzy o tak wielu rzeczach nie mają jeszcze pojęcia. Z niecierpliwością więc czekamy na kolejne publikacje...”,
„...Dopóki są tacy ludzie jak Pan, to umarli nie milczą...”,
„...Chciałem Panu podziękować za ogrom pracy jaki Pan włożył w ocalenie od zapomnienia heroicznych czynów naszych rodziców, w czasach, w których patriotyzm i wolność szczególnie była w cenie. Bibliografie, które Pan zamieszcza w swoich pracach są spłaceniem długów jakie mamy wobec naszych ojców...”.
„...Muszę przyznać, że wykonał pan wspaniałą robotę, a upamiętnienie opisywanych ludzi, ich losów, bezinteresownego poświęcenia zasługuje na wieczną pamięć i najwyższy szacunek. Podziwiam Pana i dziękuję za podjęcie tego trudu, bo na pewno nie była to praca łatwa, wymagała czasu, pokonania różnych trudności i przeszkód. Pańskiej wysiłku przecenić się nie da”.