wtorek, 24 lutego 2009

Kolejna recenzja jaka ukazała się na stronie Internetowej www.auchwitz.org.pl dotyczy książki: Martyrologium mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej, Andrychowskiej, Wadowickiej oraz Zatora, Jaworzna, Chrzanowa, Trzebini, Kęt, Kalwarii Zebrzydowskiej w latach 1939-1945 - słownik biograficzny", Bielsko-Biała 2008, s. 430.

[...] Biogramy ponad 1000 więźniów niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych pochodzących z rejonu Oświęcimia znaleźć można w wydanej właśnie książce Jerzego Klistały. Martyrologium mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej, Andrychowskiej, Wadowickiej oraz Zatora, Jaworzna, Chrzanowa, Trzebini, Kęt, Kalwarii Zebrzydowskiej w latach 1939-1945 powstało przy współpracy Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau i jego pracowników, m.in. Wojciecha Płosy, kierownika muzealnego archiwum.
Biogramy więźniów poprzedzone są artykułem "Metody zatajania zbrodni". Jego autorem jest Kazimierz Smoleń, znawca tematu oświęcimskiego, były więzień KL Auschwitz i KL Mauthausen, długoletni dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, który w obozie koncentracyjnym stracił ojca. Opracowanie nawiązuje do nakazu tajemnicy, w jakiej obozowe władze SS starały się utrzymać to wszystko, co czynione było w zakresie unicestwiania więźniów od powstania obozu do ostatnich dni jego funkcjonowania.
Polacy z terenów nie tak odległych od KL Auschwitz, których biogramy zaprezentowano w książce często poświęcali się aby walczyć o wyzwolenie ojczyzny spod hitlerowskiej okupacji. Za ten patriotyczny odruch byli osadzani w obozach koncentracyjnych i ginęli.
„Nie mają mogił. Ich prochy rozrzucono na terenach przyległych do obozu KL Auschwitz. Część spłynęła nieco dalej - niesiona nurtem rzeki Soły, gdyż do rzeki tej wsypywano również część popiołów z krematorium. I tak przyobozowa ziemia i rzeka stała się miejscem Ich wiecznego spoczynku. Czy Oni nadal mają pozostać bezimienni? - pisze we wstępie autor. "Pochylając się na przeżyciami tych ludzi, z jednakową empatią i z jednakową skrupulatnością, na miarę materiałów, jakie udaje mi się zebrać, odtwarzam tragiczne ludzkie losy" - czytamy. [...]
Poświęciwszy się pracy nad utrwalaniem pamięći o byłych Męczennikach hitlerowskich obozów koncentracyjnych, jakże wiele znaczącą jest pozytywna opinia najbardziej kompetentnego w tym zakresie recenzenta - pracowników naukowych Państwowego Muzeum w Oświęcimiu.
Poniżej przedstawiam opinię jaka ukazała się na stronie internetowej www.auschwitz.org.pl a dotyczącą Martyrologium Ziemi Rybnickiej


„Słownik biograficzny poświęcony pamięci mieszkańców Ziemi Rybnickiej represjonowanych przez hitlerowców
Książka, w formie słownika biograficznego, zawiera na 430 stronach około 1,3 tys. biogramów mieszkańców Ziemi Rybnickiej, Wodzisławia Śląskiego, Żor i Raciborza represjonowanych przez Niemców w czasie II wojny światowej.
Różne były losy tych osób: nielicznych wkrótce po aresztowaniu zwolniono, innych przeniesiono do rozmaitych miejsc odosobnienia, wielu zginęło - rozstrzelanych, zmarłych z głodu i brutalnie zamordowanych w obozach koncentracyjnych.
Praca nie obejmuje wszystkich mieszkańców tych ziem. Nie było to możliwe gdyż wiele akt policyjnych, dokumentów obozowych lub sądowych zaginęło lub zostało zniszczonych w końcowym okresie wojny.
Dostępne biogramy mają zróżnicowaną zawartość: niektóre z nich są obszerne, inne zaś lakoniczne, zawierając jedynie informacje o aresztowaniu i skierowaniu do obozu koncentracyjnego. Tam, gdzie było to możliwe notki opatrzono zdjęciami.
Przy opracowaniu księgi autor ściśle współpracował z Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. W publikacji jest około 550 biogramów więźniów obozu koncentracyjnego Auschwitz.
Obraz okupacji na Ziemi Rybnickiej, wyłaniający się po lekturze książki, daleki jest od jednowymiarowej, podręcznikowej wersji historii. Jest to jej wielka zaleta; jeśli autor umieszcza w niektórych miejscach swój komentarz, to jest on zazwyczaj bardzo oszczędny, pozostawiając czytelnikowi możliwość wyciągnięcia własnych wniosków.”

sobota, 21 lutego 2009

Siódma książka, jest kontynuacją cyklu „Martyrologium”, a wiec trzeci z kolei słownik biograficzny. Obejmuje biogramy byłych więźniów z Bielska, Białej, Bystrej, Czechowic, Dziedzic, Jasienicy, Jaworza, Komorowic, Kóz, Mikuszowic, Porąbki, Szczyrku, Wilamowic Zabrzega. Tak w Martyrologium tzw. Oświęcimia jak i obecnie „reklamowanego”, uwzględniane w tych książkach są nazwiska zamieszczone w publikowanych kilka lat temu jako „LISTA OFIAR MIESZKAŃCY PODBESKIDZIA ....”, z tym – że książce ujęci są także Ci wszyscy pokrzywdzeni przez hitlerowców, którzy przeżyli obozy koncentracyjne czy pobyt w polenlagrach.

REQUIEM

Śmierć was zabrała w dalekich obozach
Na wiekuisty w zaświatach spoczynek
A Polska – Sancta Mater Dolorosa –
Płacze za wami w boleści matczynej.

Nad waszą trumną, nad urną popiołów,
Co dla nas, żywych, relikwią są świętą,
Rozbrzmiewa korne Requiem aniołów
W hołdzie przed waszą męską niepojętością.

Za dni gehenny, za bezmiar cierpienia,
Odpuść im, Chryste, wszelką przewinę
I obdarz łaską wiecznego zbawienia:
Requiem aeternam dona eis, Domine!

Niech ciężar Krzyża, pod którym padali,
Wstrząśnie Twym sercem, Jezu z Galilei!
Patrz – cały naród gromnice im pali:
Et lux perpetua luceat eis.

(Włodzimierz Wnuk: Byłem z wami)
Szósta książka, mimo że jest wznowieniem pierwszych dwóch książek - uzupełniona o dodatkowe opracowania, winna mieć tytuł: Golgota w obozach koncentracyjnych. Uwaga ta wynika z przemyśleń, że książka oparta o relacje czy pamiętniki byłych więźniów, niezależnie od części Europy czy regionu kraju z którego dany więzień pochodzi, przedstawia obozowe przeżycia, a więc niezależnie od owej terytorialnej przynależności. Co zaś do dodatkowych opracowań, dotyczą tak wyjątkowych postaci jak Inspektora Rybnickiego ZWZ/AK Władysława Kuboszka oraz Franciszka Żymełki – założyciela konspiracyjnej organizacji w rybnickim w pierwszym okresie okupacji hitlerowskiej i za co dostał się do obozu koncentracyjnego. Tak się składa ze obie te postacie posiadają prawnicze wykształcenie, lecz Władysław Kuboszek został zamordowany w KL Auschwitz, natomiast Franciszek Żymełka po powrocie z obozu opisał swoje koszmarne obozowe przeżycia wyjątkowo szczegółowo. Oto fragment tych wspomnień o apelu karnym wynikłym w związku z ucieczką więźnia z obozu.
[...]Jeszcze nie dotarliśmy do Industriehofe-I, gdy zawyła syrena. Jej wibrujący, przeciągły głos mroził i przeszył nas na wskroś gorzej niż wiejący, porywisty wiatr. „Ktoś uciekł” – szeptem podana wiadomość obiegła maszerujące szeregi. – „Straszny będzie zbliżający się apel, tyle czasu bez ruchu w takiej wichurze”.[...]
Ze wszystkich stron ściągają do bramy komanda. Kapo krzykiem i biciem zachęcają idących do szybszego marszu. Na bramie wracających nie wita orkiestra, a SS-mani liczą skrupulatniej niż zwykle uformowanych w piątki więźniów.
Komanda w pośpiechu, ze strachem w oczach suną na swe zwykłe apelowe miejsca, ale zbliżający się apel nie będzie zwykłym. Nie będzie kolacji. Głód, wyczerpanie, porywisty i przenikliwy wiatr dadzą się nam we znaki.
Blokowi i schreiberzy liczą w gorączkowym pośpiechu ustawionych dziesiątkami mieszkańców swoich bloków i podają wyniki Blockführerom, oni dla kontroli liczą ponownie. Na końcu stojących bloków siedzą chorzy, którzy nie mogą stać o własnych siłach, dalej leżą zwłoki zmarłych i zabitych, przyniesione przez kolegów. Wszyscy, żywi i umarli muszą stanąć do apelu.[...]
[...]Czas płynie, jest coraz zimniej, ponieważ nie ma blokowego więźniowie usiłują się rozgrzać. Zbliżają się do siebie tak by przestrzeń między nimi była jak najmniejsza, zacierają dłonie, poklepują się, nawzajem rozcierają sobie plecy próbując się rozgrzać. Przestępują z nogi na nogę, poruszają palcami w butach, na przemian unoszą się na palcach i opuszczają na pięty, starając się za wszelką cenę uchronić przed przemarznięciem prowadzącym niechybnie do odmrożeń. Wysiłki te na niewiele się zdają. Nawet SS-manom na wieżach obserwacyjnych jest zimno, bo słychać jak przytupują i zabijają rękami o boki.[...]
[...]Panuje przejmująca cisza, tylko od strony karnej kompani dobiega wrzask jej blokowego Krankenmanna, jednego z największych sadystów i zbirów wśród blokowych. Właśnie znęca się nad więźniem, który wali się jak kłoda na ziemię uderzony silnym ciosem w szczękę. Gdy próbuje wstać potężny kopniak blokowego zwala go ponownie z nóg. Blokowy kopie go po głowie, nerkach, klatce piersiowej po prostu gdzie popadnie. Leżący więzień stara zasłonić się rękami. Niestety nie jest w stanie przeciwstawić się furii i sile sadystycznego blokowego. Nieszczęśnik broni się coraz słabiej wreszcie nieruchomieje. Krankenmann kopniakiem przewraca go na plecy, wskakuje mu na klatkę piersiową. Więzień mobilizuje wszystkie siły, stara się złapać buty blokowego. Daremnie, traci siły, ramiona jeszcze jakiś czas drgają, rozwarte dłonie drą ziemię, nogi żłobią w niej podłużne rowki. Ruchy te są coraz wolniejsze wreszcie więzień nieruchomieje, głowa opada w bok, z kącików ust wypływa cos ciemnego. Z dala trudno zobaczyć, ale to pewnie krew.
Krankenmann nie spojrzał nawet na ofiarę, on wiedział, że nie żyje. Miał spore doświadczenie i praktykę w tych sprawach. Nie spojrzał ponieważ na końcu tej geometrycznej bryły powstałej z ludzkiego budulca, jakaś jej składowa część poruszyła się. Poruszyła się pewnie z zimna, a może z osłabienia spowodowanego głodem. Ale bystre, wszechwidzące oko drapieżnej bestii w ludzkim ciele już to zauważyło. Blokowy skoczył w kierunku ruszającej się istoty jak ryś, roztrącił stojących nieruchomo w pierwszym szeregu więźniów, złapał winowajcę za płaszcz, wywlókł przed szeregi znieruchomiałych z przerażenia i trwogi więźniów. Jego złowrogie oczy, oczy jadowitego okularnika hipnotyzowały nieszczęsną ofiarę. Krankenmann, stojąc w szerokim rozkroku, z rękami na biodrach, przypatrywał się swej nowej ofierze, zastanawiając się, w jaki sposób najlepiej pozbawić ją życia. Jego mózg nie mógł jednak wymyślić nic nowego. Silne uderzenie w szczękę, skopanie ofiary, przewrócenie na wznak i złamanie żeber przez skakanie po leżącym bezwładnie ciele. Każdy seryjny morderca wypracowuje swoją specyficzną metodę zabijania, która go identyfikuje, pozwala go rozpoznać, a czasami i zlikwidować. Tyle tylko, że Auschwitz nie likwidował morderców on ich tworzył.
Znów jednym uderzeniem Krankenmann zwalił z nóg swą ofiarę. Tym razem nie skoczył na jej pierś, ale kazał wstać i ponownie silnym uderzeniem - uderzeniem z rozmachu zwalił ją z nóg. Więzień padł niczym kłos pszenicy. Krankenmann jeszcze raz rozkazuje wstać więźniowi. Nieszczęśnik próbuje się podnieść, ale jego siły się wyczerpały. Opiera się na rękach, zgina kolana, próbuje podciągnąć je ku rękom, by podparłszy się na nich spróbować wstać. Może to śnieg był śliski, może sił już nie stało dość, że uniósłszy się na rękach, oparłszy na jednym kolanie stracił równowagę i runął twarzą w śnieg. Zamajaczył ciemną plamą na jaskrawo białym śniegu, ale jego słabość i bezradność nie wzbudziły litości oprawcy. Przeciwnie pobudziły zaciekłość i agresję. Niemoc ofiary podziałała na Krankenmanna jak czerwona płachta na rannego podczas korridy byka. Rzucił się na swą ofiarę, postawił ją na nogi i ponownym uderzeniem zwalił po raz trzeci. Rozciągnięty na śniegu więzień nie daje znaku życia. Krankenmann kopie dla pewności więźnia kilka razy to w głowę, to w nerki poczym rozkazuje znieruchomiały ludzki łach zanieść na koniec stojących szeregów swego bloku. Rozgrzany podwójnym morderstwem biegał wzdłuż szeregów szukając nowej ofiary. Dotychczasowy bilans nie zadawalał go. Nowej ofiary nie musiał daleko szukać, każdy ze stojących mógł nią być.
Tysiące współtowarzyszy niedoli stojących w zastygłych w przerażeniu szeregach patrzyło na śmierć swoich kolegów. Nikt z nich nie mógł ofiarom Krankenmanna pomóc. Tylko westchnienia, ukryta wściekłość i ciche przekleństwa towarzyszyły jego sadystycznym wyczynom i rechotowi SS-manów, którzy śmiechem i okrzykami zachęcali go do dalszych działań. [...]

Ten przydługawy opis, dedykuję tym, którzy jakże lekko traktują znaczenie hitlerowskiego obozu koncentracyjnego ...
Piąta książka, jest kontynuacją cyklu „Martyrologium – słownika biograficznego”. Tym razem zgodnie z wykazem miejscowości na okładce, książka zawiera biogramy z terenów Oświęcimia, Andrychowa, Wadowic, Zatora, Jaworzna, Chrzanowa, Trzebini, Kęt, Kalwarii Zebrzydowskiej. Jest to bez wątpienia żmudna praca by z rozmów z byłymi więźniami, ich rodzinami czy z różnych publikacji zdobyć chociaż kilka linijek danych życiorysowych. Wciąż zresztą pokutuje pojęcie „ochrona danych osobowych” – co prawdopodobnie nie ma żadnego znaczenia gdy zbierane są dane o osobach pochodzenia żydowskiego – przez pracowników Yad Vashem (odpowiednik naszego IPN).
Gdy ogarnia mnie zniechęcenie do podejmowania się kolejnej pracy w zakresie utrwalania pamięci o byłych Męczennikach, jakże dużo satysfakcji i wsparcia duchowego dają meile internetowe które otrzymuję i co podkreślam - pochodzące od młodych osób:
„... to właśnie dzięki takim ludziom jak Pan, zawdzięczamy, że pamięć o nich przetrwała i trwa nadal...”,
„...robi Pan to także dla nas, ludzi młodych, którzy o tak wielu rzeczach nie mają jeszcze pojęcia. Z niecierpliwością więc czekamy na kolejne publikacje...”,
„...Dopóki są tacy ludzie jak Pan, to umarli nie milczą...”,
„...Chciałem Panu podziękować za ogrom pracy jaki Pan włożył w ocalenie od zapomnienia heroicznych czynów naszych rodziców, w czasach, w których patriotyzm i wolność szczególnie była w cenie. Bibliografie, które Pan zamieszcza w swoich pracach są spłaceniem długów jakie mamy wobec naszych ojców...”.
„...Muszę przyznać, że wykonał pan wspaniałą robotę, a upamiętnienie opisywanych ludzi, ich losów, bezinteresownego poświęcenia zasługuje na wieczną pamięć i najwyższy szacunek. Podziwiam Pana i dziękuję za podjęcie tego trudu, bo na pewno nie była to praca łatwa, wymagała czasu, pokonania różnych trudności i przeszkód. Pańskiej wysiłku przecenić się nie da”.
Czwarta książka, to efekt znajomości z Janem Delowiczem, który w geście przyjaźni, udostępnił mi swoje prywatne archiwum, a z którego „wyłowiłem” biogramy do 1500 byłych męczenników z Rybnika, Żor. Wodzisławia Śl., Raciborza – z przyległymi do nich miejscowościami. Do poprzednich książek „Działacze ...”, dysponowałem około 120 nazwiskami – z wykazów otrzymanych od Józefa Sobika, publikacji dr Alfonsa Mrowca, dr W. Wieczorka. Zdobywszy jednak tak bogaty materiał od Jasia Delowicza – któremu wyrażam wielką wdzięczność za okazaną mi pomoc, postanowiłem ułożyć to w słownik biograficzny, w którym byli więźniowie hitlerowskich obozów koncentracyjnych z szeroko pojętego terytorium „Rybnickiego” i miejscowości pobliskich, chociaż w kilku linijkach skróconego życiorysu znajdą swoje miejsce – ku pamięci potomnych!
Aż korci by w tym miejscu wpisać cytat mojego wspaniałego wychowawcy prof. Innocentego Libury:

[...] Gdy ostatni już z nich odchodzą od nas, niech te kartki przekażą nowym pokoleniom pamięć o nich i o wartościach duchowych, które wypracowali, równie cennych jak materialne skarby tej ziemi. [...]
Bakcyl pisania, po kolejnych pozytywnych opiniach o wydanej drugiej części Działaczy Rybnickiego ZWZ/AK w obozach koncentracyjnych, wpłynął na tyle pozytywnie na taką formę uzewnętrzniania swoich myśli i uczuć, że podjąłem ponowne wezwanie w tym zakresie – choć nieco w innej dziedzinie. Znajomość z harcmistrzem Józefem Drożdzem, wieloletnim pasjonatem i działaczem harcerskim, ale także więźniem - od którego otrzymałem informacje o więźniach z regionu Bielska i Białej, spowodowała napisanie książki o harcerstwie Bielska i Białej. Do tej bowiem pracy nie trzeba było mnie przekonywać, gdyż i we mnie harcerstwo po dzień dzisiejszy zakodowane jest poprzez wyjątkowej miary patriotyczne zachowania, wysokie morale jego członków. Ograniczyłem jednak czasokres działania tego harcerstwa – na przedwojennych zasadach przedwojennych a więc do 1949 r. Po drugie, i w tej książce mogłem poświęcić rozdział o młodych patriotach, którzy złożyli ofiarę życia za wolność tak umiłowanej Ojczyzny.

PRZYRZECZENIE HARCERSKIE
Mam szczerą wolę całym życiem
pełnić służbę Bogu i Polsce
nieść chętną pomoc bliźnim
i być posłusznym Prawu Harcerskiemu.
... Satysfakcja z wydania pierwszej książki, nie wyzwoliła we mnie tak wielkiego samozachwytu, by zapomnieć o przyjaciołach, dzięki którym doszło do druku książki: dr Adam Cyra, Anna, Andrzej, Krzysztof Ogniewscy, Magdalena Kubit, Joanna Boguniowska, oraz świadkowie okupacyjnych wydarzeń, którzy z ogromnym wzruszeniem (powodowanym tak przykrymi wspomnieniami) przekazywali mi te wyjątkowe przykre informacje. Nazwiska wielu moich rozmówców zamieszczone są oczywiście we wstępie do książki. Satysfakcja jaką odczułem – że można (gdy się usilnie czegoś pragnie) realizować swoje zamiłowania, opracowywania tego typu dowodów pamięci, ratować relację o tamtych ponurych wydarzeniem (by pisemny ślad po nich uświadamiał młodym ludziom, co przeżywali ich bliscy) spowodowała chęć dalszej pracy w tym zakresie. Nie ukrywam, że i bardzo przychylne opinie o treści książki – otrzymywane od kompetentnych osób, mobilizowały do kontynuowania tego typu pracy. Poszukiwania materiału źródłowego było tak owocne, że umożliwiło to opracowanie drugiej części książki Działacze rybnickiego ZWZ/AK w obozach koncentracyjnych.

„…Auschwitz trudno jest poddać racjonalnej refleksji, nawet po kilku dziesięcioleciach od chwili ujawnienia prawdy o tym, co działo się w obozie. Gdy myślę o Auschwitz mam uczucie ogromnego zagubienia, wręcz bezradności. Czyż można bowiem mówić lub pisać o miejscu, które stało się świadkiem zbrodni na setkach tysięcy, tak jak to czyni się opisując inne miejsca na kuli ziemskiej?…”

Cytat Janusza Jaguckiego – ks. biskupa, zwierzchnika Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce. (fragment z artykułu: „Pytania do człowieka i do mnie samego …” PRO MEMORIA Nr 15 z czerwca 2001 r.)

piątek, 20 lutego 2009

Gdy w 2001 r. wyjątkowo szczęśliwym zbiegiem okoliczności poznałem w Muzeum w Oświęcimiu pracownika naukowego tegoż Muzeum dr Adama Cyrę, dzięki Niemu dowiedziałem się o wydanej książce Mieczysława Brzosta Rybnicki Inspektorat Armii Krajowej. W miarę jednak poznawania treści książki, powiększało się moje osłupienie, gdyż znalazłem w niej wyjątkowo dużo nieścisłości - wręcz przekłamań. Otóż, nie ma w książce ani słowa o współzałożycielu ZWZ w Rybniku – Stanisławie Sobiku (w późniejszej korespondencji z autorem, nie mogliśmy wyjaśnić co jest powodem jego awersji do Sobika). Autor nie wiedział kto był założycielem tej organizacji, lecz nie mógł nim być S. Sobik. Autor nie potrafił uzasadnić, dlaczego Sobik nie spotkał się na swej drodze organizacyjnej z Inspektorem Rybnickiego Inspektoratu ZWZ/AK Władysławem Kuboszkiem. Były i tak rażące przekłamania (na str. 20), że wg autora w dniach 12 lutego 1943 r. aresztowanych było (wymienionych z imienia i nazwiska) 5 (słownie pięć!) osób. Tymczasem, w dniach 11-13 lutego 1943 r. miały miejsce masowe aresztowania członków ZWZ w Rybniku. W tych to dniach przez zdrajcę Jana Zientka, piwnice budynku gestapo przy ul. św. Józefa w Rybniku zapełnione były ponad 60 członkami tej organizacji. Między zatrzymanymi był mój ojciec, wujek – S. Sobik, Jego brat Józef Sobik, Wincenty Chrobot, Karol Miczajka, Stefania i Andrzej Kaszubowie i wielu – wielu innych. Czyżby to była tak nieznaczna różnica 5 czy 60? Dzięki namowom dr Adama Cyry opisałem swoje spostrzeżenia na ten temat i tak wydana została książka Działacze rybnickiego ZWZ/AK w obozach koncentracyjnych. Dodam, że niemal dosłowny tekst tej książki, przed jej wydaniem, zawiozłem do Koła Ś.Z.Ż.A.K. w Wodzisławiu Śl. – a Koło przekazało go do Zarządu Okręgowego w Katowicach. Władze Ś.Z.Ż.A.K. nie wykazały żadnego zainteresowania czy pomocą opublikowania tego materiału.
Fragment z książki – pożegnanie obu braci w KL Auschwitz – w przeddzień śmierci Stanisława Sobika:
Dnia 24 czerwca 1943 r. Staszek przyszedł do mnie przed apelem. Zapytał, jak się czuję, i czy czegoś nie potrzebuję. Odpowiedziałem mu, że potrzebuję czosnku. Czosnek był w obozie równie wielkim skarbem jak chleb, gdyż wierzyliśmy w jego właściwości bakteriobójcze i witaminowe. Staszek wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął całą główkę. Wziąłem czosnek, po czym on niezdecydowanie powiedział, żebym mu dał parę ząbków. Lewą ręką rozłupałem główkę i dałem mu kilka ząbków. Staszek jednak nie odbierał ich, nie wyciągnął po nie ręki. Po chwili powiedział, żebym zostawił sobie całość.
Zdziwiło mnie to niespotykane dotychczas roztargnienie w jego zachowaniu. Oczy Staszka były jakieś inne niż zazwyczaj, widać w nich było smutek. Mało mówił i przyglądał mi się w taki sposób, jakby chciał się napatrzeć na zapas. Usłyszeliśmy sygnał na apel, więc podałem mu rękę na pożegnanie. Staszek przytrzymał ją i nie chciał odejść. Powiedziałem więc: „Idź, bo będą cię szukali”. Ale on nadal stał jak w transie i nie puszczał mojej ręki. Jego oczy i twarz jakby jeszcze bardziej posmutniały. Wreszcie puścił moją rękę i powiedział: „Bądź zdrów i zostań z Bogiem. Przyjdę jutro”. Potem odwrócił się i pobiegł na apel.”

czwartek, 19 lutego 2009

Gdy po wielu latach czyniłem poszukiwania w różnego rodzaju publikacjach, sądząc naiwnie że męczeństwo autentycznych bohaterów walki z hitleryzmem jest odpowiednio opisane, z rozżaleniem zorientowałem się jak wielkie jest w tym zakresie zobojętnienie organizacji kombatanckiej Ś.Z.Ż.A.K. Szczególnie chodzi o wydarzenia dotyczące organizacji ZWZ/AK w Rybniku, do której należał mój ojciec, wujek oraz wielu ich kolegów. Postanowiłem więc zabrać się osobiście (jako amator) za publikację o tamtych wydarzeniach a więc z okresu 1939-1945. Jest gorszącym faktem, jak musiałem udawadniać (co dawno powinno być uporządkowane historycznie) jaką rolę w tym Związku odgrywał jego współzałożyciel i komendant - tak szlachetna postac jak Stanisław Sobik. Władze szczebla lokalnego oraz Okregowego Zarządu (w/w związku), nie raczyły rozmawiać z byłymi świadkami tamtych wydarzeń, z byłymi więźniami skazanymi na pobyt w obozach koncentacyjnych za działalność w tej konkretnej organizacji - ZWZ, którzy przelewali krew w walce z okupantem jako żołnierze ZWZ! Wdzięczny więc jestem Redakcji Mieszięcznika Kulturalno-Społecznego "Śląsk", za umozliwienie mi w styczniu 1999 r. debiutu literackiego na swoich szpaltach artykułem "Mój ojciec nr 111912 KL AUSCHWITZ".

środa, 11 lutego 2009

REQUIEM dla męczennikow hitlerowskich obozów koncentracyjnych

Pianista uderzając w klawiaturę fortepianu, wystukuje dźwięki adagia z Koncertu Fortepianowego Nr 5 Op. 73 L. Beethovena, a dostojność kompozycji niemal nakazuje wstrzymanie oddechu, by zbędnym szmerem nie spowodować zafałszowania kompozycji Geniusza .....
Kompozytor wplata w melodykę adagia tragizm niespełnionej miłości i świadomość potęgującej się głuchoty.
W mojej świadomości dźwięki adagia wywołują inne skojarzenie - wewnętrzny głos z wyjątkową natarczywością sylabizuje zwrotki wiersza Abrahama Koplowicza:

Marzenie .....
[Jak?] ja mieć będę dwadzieścia lat,
[Zacznę?] oglądać nasz piękny świat.
[Usiądę?] w wielkim ptaku motorze
[I wzniosę się?] w wszechświata przestworze.
Popłynę, pofrunę w świat piękny, daleki.
Popłynę, pofrunę przez morza i rzeki.
Chmura siostrzycą, wiatr będzie mi bratem.
Się będę zdumiewał na Nilem, Eufratem.
Zobaczę sfinksy i piramidy
W prastarym kraju boskiej Izydy.
Przepłynę nad ogrom wody Niagary.
Kąpać się będę w słońcu Sahary.
Przez szczyty Tybetu, co w obłokach giną,
Nad cudną, tajemną magów krainą.
A wydostawszy się spod skwarów mocy
Będę szybował nad lodem Północy.
Przefrunę nad wielką wyspą kangurów
I nad szczątkami Pompei murów.
Nad świętą Ziemią Zakonu Starego
I nad ojczyzną Homera słynnego.
Się będę zdumiewał nad pięknym światem-
Chmura siostrzyca, wiatr będzie mi bratem.

..... Ci o których pamięć się dopominam poprzez utrwalanie ich biogramów, mieli także swoje marzenia! Chcieli żyć, tulić do siebie najbliższych, spoglądać na wschody i zachody słońca ...
Te marzenia tak proste, tak ludzkie, odbierano im wyjątkowo sadystycznie!
Jak określić taką formę sadyzmu ???

HITLEROWSKIE OBOZY KONCENTRACYJNE – GOLGOTA XII WIEKU!!!