piątek, 20 lutego 2009

Gdy w 2001 r. wyjątkowo szczęśliwym zbiegiem okoliczności poznałem w Muzeum w Oświęcimiu pracownika naukowego tegoż Muzeum dr Adama Cyrę, dzięki Niemu dowiedziałem się o wydanej książce Mieczysława Brzosta Rybnicki Inspektorat Armii Krajowej. W miarę jednak poznawania treści książki, powiększało się moje osłupienie, gdyż znalazłem w niej wyjątkowo dużo nieścisłości - wręcz przekłamań. Otóż, nie ma w książce ani słowa o współzałożycielu ZWZ w Rybniku – Stanisławie Sobiku (w późniejszej korespondencji z autorem, nie mogliśmy wyjaśnić co jest powodem jego awersji do Sobika). Autor nie wiedział kto był założycielem tej organizacji, lecz nie mógł nim być S. Sobik. Autor nie potrafił uzasadnić, dlaczego Sobik nie spotkał się na swej drodze organizacyjnej z Inspektorem Rybnickiego Inspektoratu ZWZ/AK Władysławem Kuboszkiem. Były i tak rażące przekłamania (na str. 20), że wg autora w dniach 12 lutego 1943 r. aresztowanych było (wymienionych z imienia i nazwiska) 5 (słownie pięć!) osób. Tymczasem, w dniach 11-13 lutego 1943 r. miały miejsce masowe aresztowania członków ZWZ w Rybniku. W tych to dniach przez zdrajcę Jana Zientka, piwnice budynku gestapo przy ul. św. Józefa w Rybniku zapełnione były ponad 60 członkami tej organizacji. Między zatrzymanymi był mój ojciec, wujek – S. Sobik, Jego brat Józef Sobik, Wincenty Chrobot, Karol Miczajka, Stefania i Andrzej Kaszubowie i wielu – wielu innych. Czyżby to była tak nieznaczna różnica 5 czy 60? Dzięki namowom dr Adama Cyry opisałem swoje spostrzeżenia na ten temat i tak wydana została książka Działacze rybnickiego ZWZ/AK w obozach koncentracyjnych. Dodam, że niemal dosłowny tekst tej książki, przed jej wydaniem, zawiozłem do Koła Ś.Z.Ż.A.K. w Wodzisławiu Śl. – a Koło przekazało go do Zarządu Okręgowego w Katowicach. Władze Ś.Z.Ż.A.K. nie wykazały żadnego zainteresowania czy pomocą opublikowania tego materiału.
Fragment z książki – pożegnanie obu braci w KL Auschwitz – w przeddzień śmierci Stanisława Sobika:
Dnia 24 czerwca 1943 r. Staszek przyszedł do mnie przed apelem. Zapytał, jak się czuję, i czy czegoś nie potrzebuję. Odpowiedziałem mu, że potrzebuję czosnku. Czosnek był w obozie równie wielkim skarbem jak chleb, gdyż wierzyliśmy w jego właściwości bakteriobójcze i witaminowe. Staszek wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął całą główkę. Wziąłem czosnek, po czym on niezdecydowanie powiedział, żebym mu dał parę ząbków. Lewą ręką rozłupałem główkę i dałem mu kilka ząbków. Staszek jednak nie odbierał ich, nie wyciągnął po nie ręki. Po chwili powiedział, żebym zostawił sobie całość.
Zdziwiło mnie to niespotykane dotychczas roztargnienie w jego zachowaniu. Oczy Staszka były jakieś inne niż zazwyczaj, widać w nich było smutek. Mało mówił i przyglądał mi się w taki sposób, jakby chciał się napatrzeć na zapas. Usłyszeliśmy sygnał na apel, więc podałem mu rękę na pożegnanie. Staszek przytrzymał ją i nie chciał odejść. Powiedziałem więc: „Idź, bo będą cię szukali”. Ale on nadal stał jak w transie i nie puszczał mojej ręki. Jego oczy i twarz jakby jeszcze bardziej posmutniały. Wreszcie puścił moją rękę i powiedział: „Bądź zdrów i zostań z Bogiem. Przyjdę jutro”. Potem odwrócił się i pobiegł na apel.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz