sobota, 21 lutego 2009

Szósta książka, mimo że jest wznowieniem pierwszych dwóch książek - uzupełniona o dodatkowe opracowania, winna mieć tytuł: Golgota w obozach koncentracyjnych. Uwaga ta wynika z przemyśleń, że książka oparta o relacje czy pamiętniki byłych więźniów, niezależnie od części Europy czy regionu kraju z którego dany więzień pochodzi, przedstawia obozowe przeżycia, a więc niezależnie od owej terytorialnej przynależności. Co zaś do dodatkowych opracowań, dotyczą tak wyjątkowych postaci jak Inspektora Rybnickiego ZWZ/AK Władysława Kuboszka oraz Franciszka Żymełki – założyciela konspiracyjnej organizacji w rybnickim w pierwszym okresie okupacji hitlerowskiej i za co dostał się do obozu koncentracyjnego. Tak się składa ze obie te postacie posiadają prawnicze wykształcenie, lecz Władysław Kuboszek został zamordowany w KL Auschwitz, natomiast Franciszek Żymełka po powrocie z obozu opisał swoje koszmarne obozowe przeżycia wyjątkowo szczegółowo. Oto fragment tych wspomnień o apelu karnym wynikłym w związku z ucieczką więźnia z obozu.
[...]Jeszcze nie dotarliśmy do Industriehofe-I, gdy zawyła syrena. Jej wibrujący, przeciągły głos mroził i przeszył nas na wskroś gorzej niż wiejący, porywisty wiatr. „Ktoś uciekł” – szeptem podana wiadomość obiegła maszerujące szeregi. – „Straszny będzie zbliżający się apel, tyle czasu bez ruchu w takiej wichurze”.[...]
Ze wszystkich stron ściągają do bramy komanda. Kapo krzykiem i biciem zachęcają idących do szybszego marszu. Na bramie wracających nie wita orkiestra, a SS-mani liczą skrupulatniej niż zwykle uformowanych w piątki więźniów.
Komanda w pośpiechu, ze strachem w oczach suną na swe zwykłe apelowe miejsca, ale zbliżający się apel nie będzie zwykłym. Nie będzie kolacji. Głód, wyczerpanie, porywisty i przenikliwy wiatr dadzą się nam we znaki.
Blokowi i schreiberzy liczą w gorączkowym pośpiechu ustawionych dziesiątkami mieszkańców swoich bloków i podają wyniki Blockführerom, oni dla kontroli liczą ponownie. Na końcu stojących bloków siedzą chorzy, którzy nie mogą stać o własnych siłach, dalej leżą zwłoki zmarłych i zabitych, przyniesione przez kolegów. Wszyscy, żywi i umarli muszą stanąć do apelu.[...]
[...]Czas płynie, jest coraz zimniej, ponieważ nie ma blokowego więźniowie usiłują się rozgrzać. Zbliżają się do siebie tak by przestrzeń między nimi była jak najmniejsza, zacierają dłonie, poklepują się, nawzajem rozcierają sobie plecy próbując się rozgrzać. Przestępują z nogi na nogę, poruszają palcami w butach, na przemian unoszą się na palcach i opuszczają na pięty, starając się za wszelką cenę uchronić przed przemarznięciem prowadzącym niechybnie do odmrożeń. Wysiłki te na niewiele się zdają. Nawet SS-manom na wieżach obserwacyjnych jest zimno, bo słychać jak przytupują i zabijają rękami o boki.[...]
[...]Panuje przejmująca cisza, tylko od strony karnej kompani dobiega wrzask jej blokowego Krankenmanna, jednego z największych sadystów i zbirów wśród blokowych. Właśnie znęca się nad więźniem, który wali się jak kłoda na ziemię uderzony silnym ciosem w szczękę. Gdy próbuje wstać potężny kopniak blokowego zwala go ponownie z nóg. Blokowy kopie go po głowie, nerkach, klatce piersiowej po prostu gdzie popadnie. Leżący więzień stara zasłonić się rękami. Niestety nie jest w stanie przeciwstawić się furii i sile sadystycznego blokowego. Nieszczęśnik broni się coraz słabiej wreszcie nieruchomieje. Krankenmann kopniakiem przewraca go na plecy, wskakuje mu na klatkę piersiową. Więzień mobilizuje wszystkie siły, stara się złapać buty blokowego. Daremnie, traci siły, ramiona jeszcze jakiś czas drgają, rozwarte dłonie drą ziemię, nogi żłobią w niej podłużne rowki. Ruchy te są coraz wolniejsze wreszcie więzień nieruchomieje, głowa opada w bok, z kącików ust wypływa cos ciemnego. Z dala trudno zobaczyć, ale to pewnie krew.
Krankenmann nie spojrzał nawet na ofiarę, on wiedział, że nie żyje. Miał spore doświadczenie i praktykę w tych sprawach. Nie spojrzał ponieważ na końcu tej geometrycznej bryły powstałej z ludzkiego budulca, jakaś jej składowa część poruszyła się. Poruszyła się pewnie z zimna, a może z osłabienia spowodowanego głodem. Ale bystre, wszechwidzące oko drapieżnej bestii w ludzkim ciele już to zauważyło. Blokowy skoczył w kierunku ruszającej się istoty jak ryś, roztrącił stojących nieruchomo w pierwszym szeregu więźniów, złapał winowajcę za płaszcz, wywlókł przed szeregi znieruchomiałych z przerażenia i trwogi więźniów. Jego złowrogie oczy, oczy jadowitego okularnika hipnotyzowały nieszczęsną ofiarę. Krankenmann, stojąc w szerokim rozkroku, z rękami na biodrach, przypatrywał się swej nowej ofierze, zastanawiając się, w jaki sposób najlepiej pozbawić ją życia. Jego mózg nie mógł jednak wymyślić nic nowego. Silne uderzenie w szczękę, skopanie ofiary, przewrócenie na wznak i złamanie żeber przez skakanie po leżącym bezwładnie ciele. Każdy seryjny morderca wypracowuje swoją specyficzną metodę zabijania, która go identyfikuje, pozwala go rozpoznać, a czasami i zlikwidować. Tyle tylko, że Auschwitz nie likwidował morderców on ich tworzył.
Znów jednym uderzeniem Krankenmann zwalił z nóg swą ofiarę. Tym razem nie skoczył na jej pierś, ale kazał wstać i ponownie silnym uderzeniem - uderzeniem z rozmachu zwalił ją z nóg. Więzień padł niczym kłos pszenicy. Krankenmann jeszcze raz rozkazuje wstać więźniowi. Nieszczęśnik próbuje się podnieść, ale jego siły się wyczerpały. Opiera się na rękach, zgina kolana, próbuje podciągnąć je ku rękom, by podparłszy się na nich spróbować wstać. Może to śnieg był śliski, może sił już nie stało dość, że uniósłszy się na rękach, oparłszy na jednym kolanie stracił równowagę i runął twarzą w śnieg. Zamajaczył ciemną plamą na jaskrawo białym śniegu, ale jego słabość i bezradność nie wzbudziły litości oprawcy. Przeciwnie pobudziły zaciekłość i agresję. Niemoc ofiary podziałała na Krankenmanna jak czerwona płachta na rannego podczas korridy byka. Rzucił się na swą ofiarę, postawił ją na nogi i ponownym uderzeniem zwalił po raz trzeci. Rozciągnięty na śniegu więzień nie daje znaku życia. Krankenmann kopie dla pewności więźnia kilka razy to w głowę, to w nerki poczym rozkazuje znieruchomiały ludzki łach zanieść na koniec stojących szeregów swego bloku. Rozgrzany podwójnym morderstwem biegał wzdłuż szeregów szukając nowej ofiary. Dotychczasowy bilans nie zadawalał go. Nowej ofiary nie musiał daleko szukać, każdy ze stojących mógł nią być.
Tysiące współtowarzyszy niedoli stojących w zastygłych w przerażeniu szeregach patrzyło na śmierć swoich kolegów. Nikt z nich nie mógł ofiarom Krankenmanna pomóc. Tylko westchnienia, ukryta wściekłość i ciche przekleństwa towarzyszyły jego sadystycznym wyczynom i rechotowi SS-manów, którzy śmiechem i okrzykami zachęcali go do dalszych działań. [...]

Ten przydługawy opis, dedykuję tym, którzy jakże lekko traktują znaczenie hitlerowskiego obozu koncentracyjnego ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz